Trzy miesiące w jednej pracy – pomyślałem, wkładając nowe, dosyć
obcisłe spodnie – całkiem długo jak na mnie. Jedyne, co mnie denerwowało, to
konieczność wczesnego wstawania. No i podróże autobusem również nie należały do
przyjemności i były zdecydowanie za długie – półtora godziny w jedną stronę,
podczas gdy Robert pokonywał tę trasę w dziesięć minut, ignorując oczywiście
ograniczenia prędkości. Nie mogłem go jednak wykorzystywać – mieszkał na
obrzeżach Waszyngtonu, więc, aby zajechać po mnie, musiał nadrabiać kilkanaście
mil.
Moja współpraca z nim układała się coraz lepiej. Rzadziej pozwalał
sobie na złośliwości i, gdy był na miejscu, niemal codziennie przychodził do
mojego biura, nadal domagając się eksplodującego długopisu.
Do pracy udało mi się dzisiaj przyjść przed czasem. Wyjątkowo –
autobus nie miał opóźnienia. Kilka dodatkowych minut wykorzystałem na zrobienie
herbaty. Stojąc przy czajniku, miałem wrażenie, że obecna w pomieszczeniu
sprzątaczka podśpiewuje lubianą przeze mnie piosenkę, jednak, gdy spojrzałem na
kobietę, usta miała zamknięte. Zastanawiałbym się dłużej nad pochodzeniem
znajomej melodii, jednak woda w czajniku się zagotowała, więc zalałem herbatę i
poszedłem z kubkiem w dłoni do swojego biura.
Gdy wszedłem, Robert już tam był, siedział na moim krześle z nogami
opartymi o biurko.
- Cześć – przywitałem się. – Nie widziałem cię ostatnimi czasy.
- Wziąłem urlop – odparł. – Miałem kilka spraw do załatwienia.
Wiedziałem, że nigdy nie dowiem się, co to były za sprawy. Nawet jeśli będziemy pracować
razem jeszcze kilka lat, nadal pozostanie tak samo skryty. Widziałem to w jego
niesamowicie błękitnych oczach, w tonie jego głosu, w sposobie poruszania się.
Ten mężczyzna nikomu nie zdradzał swoich sekretów. Pewnie dlatego był tak dobry
w tej robocie. Ale za jaką cenę?
- Mam coś dla ciebie – powiedziałem i odwróciłem się do niego tyłem,
aby znaleźć ekwipunek w stalowej szafie. „Jak on słodko wygląda w tych
spodniach” – usłyszałem i niemal zakrztusiłem się herbatą. – Mówiłeś coś? –
spytałem.
- Nie – Robert popatrzył na mnie dziwnie. – Coś się stało?
- Nie – odparłem. – Chyba jestem trochę przemęczony.
Już drugi raz dzisiaj usłyszałem coś dziwnego. To zdarzało się coraz
częściej i rzeczy, które słyszałem były coraz wyraźniejsze. Byłem coraz
bardziej zaniepokojony.
- A tak przy okazji, to nowe spodnie?
Przytaknąłem, podając mu walizeczkę z kilkoma zabawkami. Wyjaśniłem mu, co jak działa i poprosiłem, aby oddał je
w całości. Robert jednak przejmował się jedynie tym, że znów nie otrzymał
eksplodującego długopisu.
Gdy wróciłem do domu, mama już tam była. Zazwyczaj wracała później.
- Czemu wróciłaś tak wcześnie? Stało się coś? – zapytałem.
- Poczułam się źle i poszłam do lekarza - odpowiedziała. – Dostałam tydzień
zwolnienia. Podobno mam wypoczywać, więc nie robiłam obiadu, tylko zamówiłam pizzę,
weź sobie kawałek.
- Najpierw się przebiorę – powiedziałem. – Też chcesz kawałek?
- Nie, ja już jadłam – odparła.
Idąc do swojego pokoju, żeby założyć na siebie coś wygodniejszego,
zauważyłem, że na łóżku mamy leży album ze zdjęciami. To nie był dobry znak. Po
chwili usłyszałem: „Nienawidzę jej. Zdobędę jej adres i wyślę jej martwe
zwierzę.” Wróciłem do pokoju z kawałkiem pizzy.
- Mówiłaś coś, jak się przebierałem? – spytałem. Zaprzeczyła. – Mamo,
wszystko w porządku? – popatrzyłem jej prosto w oczy.
- Tak – odpowiedziała, ale wiedziałem, że kłamała. Nie była w tym
dobra.
- Muszę zadać ci dziwne pytanie. Przytrafiło ci się kiedyś coś… -
szukałem przez chwilę odpowiedniego słowa – niesamowitego?
Wzięła głęboki oddech.
- O niesamowitych zdarzeniach lepiej rozmawiaj ze swoim ojcem.
Ale on ma w tych spodniach fajny tyłek
OdpowiedzUsuńFajna notka! xD
Jaki tyłek? GDZIE? :o
OdpowiedzUsuńJesteś pewna, że on ma na imię Robert, a nie Casey? xD