wtorek, 17 września 2013

Uncommon events

Trzy miesiące w jednej pracy – pomyślałem, wkładając nowe, dosyć obcisłe spodnie – całkiem długo jak na mnie. Jedyne, co mnie denerwowało, to konieczność wczesnego wstawania. No i podróże autobusem również nie należały do przyjemności i były zdecydowanie za długie – półtora godziny w jedną stronę, podczas gdy Robert pokonywał tę trasę w dziesięć minut, ignorując oczywiście ograniczenia prędkości. Nie mogłem go jednak wykorzystywać – mieszkał na obrzeżach Waszyngtonu, więc, aby zajechać po mnie, musiał nadrabiać kilkanaście mil.
Moja współpraca z nim układała się coraz lepiej. Rzadziej pozwalał sobie na złośliwości i, gdy był na miejscu, niemal codziennie przychodził do mojego biura, nadal domagając się eksplodującego długopisu.
Do pracy udało mi się dzisiaj przyjść przed czasem. Wyjątkowo – autobus nie miał opóźnienia. Kilka dodatkowych minut wykorzystałem na zrobienie herbaty. Stojąc przy czajniku, miałem wrażenie, że obecna w pomieszczeniu sprzątaczka podśpiewuje lubianą przeze mnie piosenkę, jednak, gdy spojrzałem na kobietę, usta miała zamknięte. Zastanawiałbym się dłużej nad pochodzeniem znajomej melodii, jednak woda w czajniku się zagotowała, więc zalałem herbatę i poszedłem z kubkiem w dłoni do swojego biura.
Gdy wszedłem, Robert już tam był, siedział na moim krześle z nogami opartymi o biurko.
- Cześć – przywitałem się. – Nie widziałem cię ostatnimi czasy.
- Wziąłem urlop – odparł. – Miałem kilka spraw do załatwienia.
Wiedziałem, że nigdy nie dowiem się, co to były za sprawy. Nawet jeśli będziemy pracować razem jeszcze kilka lat, nadal pozostanie tak samo skryty. Widziałem to w jego niesamowicie błękitnych oczach, w tonie jego głosu, w sposobie poruszania się. Ten mężczyzna nikomu nie zdradzał swoich sekretów. Pewnie dlatego był tak dobry w tej robocie. Ale za jaką cenę?
- Mam coś dla ciebie – powiedziałem i odwróciłem się do niego tyłem, aby znaleźć ekwipunek w stalowej szafie. „Jak on słodko wygląda w tych spodniach” – usłyszałem i niemal zakrztusiłem się herbatą. – Mówiłeś coś? – spytałem.
- Nie – Robert popatrzył na mnie dziwnie. – Coś się stało?
- Nie – odparłem. – Chyba jestem trochę przemęczony.
Już drugi raz dzisiaj usłyszałem coś dziwnego. To zdarzało się coraz częściej i rzeczy, które słyszałem były coraz wyraźniejsze. Byłem coraz bardziej zaniepokojony.
- A tak przy okazji, to nowe spodnie?
Przytaknąłem, podając mu walizeczkę z kilkoma zabawkami. Wyjaśniłem mu, co jak działa i poprosiłem, aby oddał je w całości. Robert jednak przejmował się jedynie tym, że znów nie otrzymał eksplodującego długopisu.


Gdy wróciłem do domu, mama już tam była. Zazwyczaj wracała później.
- Czemu wróciłaś tak wcześnie? Stało się coś? – zapytałem.
- Poczułam się źle i poszłam do lekarza - odpowiedziała. – Dostałam tydzień zwolnienia. Podobno mam wypoczywać, więc nie robiłam obiadu, tylko zamówiłam pizzę, weź sobie kawałek.
- Najpierw się przebiorę – powiedziałem. – Też chcesz kawałek?
- Nie, ja już jadłam – odparła.
Idąc do swojego pokoju, żeby założyć na siebie coś wygodniejszego, zauważyłem, że na łóżku mamy leży album ze zdjęciami. To nie był dobry znak. Po chwili usłyszałem: „Nienawidzę jej. Zdobędę jej adres i wyślę jej martwe zwierzę.” Wróciłem do pokoju z kawałkiem pizzy.
- Mówiłaś coś, jak się przebierałem? – spytałem. Zaprzeczyła. – Mamo, wszystko w porządku? – popatrzyłem jej prosto w oczy.
- Tak – odpowiedziała, ale wiedziałem, że kłamała. Nie była w tym dobra.
- Muszę zadać ci dziwne pytanie. Przytrafiło ci się kiedyś coś… - szukałem przez chwilę odpowiedniego słowa – niesamowitego?
Wzięła głęboki oddech.
- O niesamowitych zdarzeniach lepiej rozmawiaj ze swoim ojcem.

2 komentarze:

  1. Ale on ma w tych spodniach fajny tyłek
    Fajna notka! xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki tyłek? GDZIE? :o
    Jesteś pewna, że on ma na imię Robert, a nie Casey? xD

    OdpowiedzUsuń