środa, 18 września 2013

Angel-boy

Na ogół mój strój składał się z jeansów, t-shirtów i czarnej skórzanej kurtki, ale na spotkania z klientami wyciągałem z szafy koszule i starałem się sprawiać wrażenie przyzwoitego niewolnika wszystkich tych, którzy mogli sobie pozwolić na wprowadzenie moich wizji artystycznych w życie. Teraz stałem pod drzwiami faceta, którego wczoraj zlecił mi szef, z torbą wypełnioną projektami i katalogami przewieszona przez ramię i zastanawiałem się, dla kogo wystroiłem się jak Vicky Vantoch do ślubu.


Rzeczony miał imię jak anioł z It's a Wonderful Life Franka Capry, ale to jedyne, co łączyło go z Clarence'em Odbodym. W progu przywitał mnie brunet mojego wzrostu, sprawiajacy wrażenie, jakby dopiero wstał z łóżka. Nieogolony, niewyspany, z tym typem bujnej niesfornej czupryny, który boi się grzebienia. Zlustrowałem wzrokiem tęczówki w żywym odcieniu błękitu, pełne usta miały interesujący kształt. Właśnie zastanawiałem się, czy jest dużo starszy ode mnie, kiedy przypomniałem sobie, po co tu przyszedłem.
- Casey Addams. - podałem rękę mężczyźnie. - Szef, pan Connor wspominał, że potrzebuje pan... - Rzuciłem okiem na ładną grupkę kartonów, obradujących nad sensem życia i powodem śmierci Hanki Mostowiak. - Potrzebuje pan remontu. - Kiwnąłem głową.
- Clarence White. - Mężczyzna zaprosił mnie do środka, lawirując między swoim dobytkiem. Wyglądał przy tym, jak dziecko bawiące się w „nie nadepnij na pękniętą płytę na chodniku”.
Obrzuciłem spojrzeniem wnętrze mieszkania, rzucając mimochodem jakąś pochwałę minimalistycznego wystroju.
- Jeszcze się porządnie nie wprowadziłem. - Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Gabinet i sypialnia, tak? - Sam poszedłem na pokoje, ciekaw przestrzeni do pracy. W tym momencie czułem, jakbym patrzył na pustą kartkę, na której stopniowo będę nanosił kolejne wzory. Clarence przybliżył mi rozmieszczenie pomieszczeń; sypialnia miała stosunkowo niewielkie okno, musiałem więc pomyśleć nad odpowiednio jasnymi barwami. Wróciliśmy do kuchni, gdzie na blacie porozkładałem kilka ciekawszych projektów wraz z cennikami poszczególnych elementów wystroju i materiałów.
- Masz coś konkretnego na myśli? - Obserwowałem, jak pochyla się nad katalogami w pozycji, która dla mnie była aż nazbyt sugestywna, a dla niego nic nieznacząca i przekląłem w myślach moment, w którym pochopnie zerwałem z byłą. Ostatnio coraz częściej myślałem, żeby do niej zadzwonić, zazwyczaj po pijaku, kiedy w głowie pojawiały się najbardziej abstrakcyjne scenariusze.
- Coś... nieprzesadzonego, klasycznego - mruknął, marszcząc brwi na widok łóżka; jednego z tych dziwnych obiektów widywanych zwykle w The Sims.
Przyjrzałem mu się.
- Ciepłe kolory? - Przewróciłem stronę katalogu, który trzymał, nie przejmując się tym, że na moment dotknąłem jego dłoni.
(Facet miał skórę w temperaturze rozmrażającego się schabu. Brr.)
Zaproponowałem zgrabne połączenie bieli, beżu i brązu w obu pokojach. Proste i klasyczne (jak chciał klient) meble w kolorze ciemnego orzecha, jasne podłogi i ściany.
Clarence nie miał większych uwag, a kiedy dogadaliśmy się co do szczegółów, przedstawiłem mu zarys kosztorysu. To był ostatni moment, by móc się wycofać przed podpisaniem cyrografu.
- To jak, widzimy się jutro?
Clarence uśmiechnął się.
- Zdecydowanie.

2 komentarze: