- Nie chcę ci zbytnio przeszkadzać. - Clarence był ostrożny. Chyba potraktowałem go zbyt chłodno, kiedy pojawił się w pomieszczeniu bez koszulki, kusząc nagim torsem i tymi cudownymi kośćmi biodrowymi. Mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z faktu, co kryje się za tym chłodem, a ja byłem zbyt zażenowany, by przyznać się przed samym sobą, jak bardzo mnie pociągał. Teraz, kiedy był ubrany, udawanie okazało się zdecydowanie łatwiejsze.
- Nie przeszkadzasz. Możemy razem patrzeć, jak schnie farba. - Wzruszyłem ramionami.
Clarence rozejrzał się po wnętrzu.
- Niebawem skończysz. - Nie potrafiłem dociec, czy jest do końca szczęśliwy, czy zawiedziony, ale pewnie to pierwsze.
(Dlaczego miałby być zawiedziony?)
Przysiadłem na parapecie z kanapką w jednej ręce, a kubkiem herbaty w drugiej.
- Mam nadzieję, że poczujesz się tu jak w domu - oznajmiłem między jednym kęsem, a drugim. Musiałem w końcu zjeść coś pełnowartościowego, bo pod koniec dnia czułem, jakby podłoga tańczyła mi pod nogami, a to było niesprawiedliwe na trzeźwo.
- Zastanawiam się nad parapetówką. Jeśli oczywiście nie miałbyś nic przeciwko. - Clarence patrzył na mnie z wyrazem twarzy, który przy odrobinie wyobraźni mógł się wydawać nieśmiały. Niekoniecznie rozumiałem, jakie miał intencje, ale nauczyłem się, że jak czegoś nie mogę zrozumieć, muszę to zaakceptować.
- To kolejna rzecz, której nie odmawiam - zgodziłem się potulnie.
(Chcesz poznac ciąg dalszy listy? Kilka pozycji mogłoby cię zainteresować...)
Brunet uśmiechnął się do mnie promiennie, a ja kompletnie odpłynąłem.
- Wszystko w porządku?
- Tak - odparłem szybko.
Nie - dodałem w myślach. Zachowywałem się jak zakochana nastolatka, tylko o ile nastolatki wodzące za facetami maślanymi oczami były całkiem słodkie, mężczyźni po trzydziestce robiący to samo byli pożałowania godni.
- Zamyśliłem się - mruknąłem, kontemplując nieprzenikniona taflę herbaty.
(Nad tym, jak ponętnie wyglądają twoje usta, kiedy się uśmiechasz.)
Bardzo chciałem go pocałować, ale pomysł był na tyle podniecający, co skrajnie idiotyczny. Westchnąłem. Może urlop nie byłby jednak takim złym pomysłem? Przy odrobinie szczęścia poznałbym kogoś fajnego i nie wychodził z łóżka, dopóki by mi nie przeszło.
- Musisz być bardzo zmęczony. - Clarence mylnie zinterpretował moje roztargnienie.
- Przyznaj się, chcesz się mnie pozbyć - odparłem konspiracyjnym szeptem. Chciałem obrócić sytuację w żart tak, jak za każdym razem, kiedy byłem zdenerwowany.
- Wcale nie, mógłbym ci nawet zaproponować moją wygodną kanapę...
Parsknąłem śmiechem.
(Tak krótko się znamy, a ty już mnie wyganiasz do spania na kanapie?)
- Dzięki. - Pokazałem mu język.
- Szkoda, że o tym nie pomyślałem, zrobiłbym ci kawę. Teraz będę miał wyrzuty sumienia, że puszczam cię w drogę w takim stanie. - Wydawał się zmartwiony.
- Kochany jesteś. - Pokręciłem głową.
(A ty nie mógłbyś się zachowywać bardziej pedalsko, Casey.)
- Ale jestem du... dorosłym chłopcem - poprawiłem się.

- Nie miałem zamiaru umniejszać twojej męskości.
Jesteś dużym chłopcem, a nadal nie rozumiesz, że jak ludzie zaczynają wokół ciebie śpiewać i tańczyć to należy uciekać? :D
OdpowiedzUsuńWolałbym, żebyśmy tańczyli razem.
Usuń<333333
OdpowiedzUsuń