sobota, 21 września 2013

Nice evening.

- Zaproponowałbym coś mocniejszego, ale widziałem czym przyjechałeś. - Westchnąłem.
Maszyna stojąca na parkingu pod blokiem okazjonalnie robiła wrażenie na przechodniach, ale ja potrafiłem powiedzieć o niej tylko dwa słowa. Motor. Czarny.
- Może innym razem. - Odparł z uśmiechem.
Wstawiłem wodę na herbatę i otworzyłem kuchenną szafkę. Może i kuchnia była pusta, ale herbata i kawa... cóż, bez tego nie potrafiłem wytrzymać. Miałem osiem swoich ulubionych rodzajów herbat i dwa popularne, na wypadek gdyby kogoś przeraził wybór.
- Jakieś konkretne zamówienie? - Spytałem.
- Czarną. - Casey najwyraźniej należał do tej drugiej grupy.
Zaparzyłem sobie białą herbatę z jaśminem i kandyzowanymi wiśniami, mój obecny numer jeden, po czym podałem mu jego minimalistyczny napój.
- Strasznie szybko ci idzie... z tym remontem - Zauważyłem, upijając kilka łyków z kubka.
- Jeszcze ci się ponaprzykrzam, spokojnie. - Casey musiał być zmęczony po całym dniu, ale nie dawał tego po sobie poznać i był w niezłym humorze.
- Nie naprzykrzasz się. - Pokręciłem głową. - Właściwie to zabawne, nie wracać do pustego mieszkania.
Dopiero gdy usłyszałem własne słowa uświadomiłem sobie, jak dziwnie brzmią. Nie pierwszy raz, gdy powiedziałem coś lekko niestosownego, za co musiałem się przekląć w myślach. Chciałem jedynie powiedzieć, że trochę tęsknię za codziennym kontaktem z drugim człowiekiem, oczywiście nie licząc tych zawodowych.
Na szczęście mężczyzna nie wydawał się być w żaden sposób poruszony moim dziwactwem.
- Zabawne nie pracować w pustym mieszkaniu. - Zauważył.
- Właściwie miałem mieszkać na kampusie, ale nie było tam niczego odpowiedniego bo ściągnęli mnie tu tak szybko... nie miałem zbyt wielkiego wyboru. - Wzruszyłem ramionami. To był temat w którym czułem się nieco pewniej, niż nazbyt skomplikowane relacje międzyludzkie.
- Spodoba ci się tu. - Casey sprezentował mi swój hollywoodzki uśmiech, przyozdobiony dołeczkami w policzkach. Starałem się go odwzajemnić, ale nagle świadomy swoich niedoskonałości wolałem zająć się spoglądaniem w pływające na dnie kubka wiśnie.
- Póki co walczę dzielnie, żeby nie dostać udaru cieplnego przy tej pogodzie. - Westchnąłem.
- Nie widać.
Zdałem sobie sprawę z tego jak muszę wyglądać w zapiętej pod szyję koszuli i pod krawatem nad kubkiem parującej herbaty. Mimo działającej klimatyzacji, poczułem, że właściwie to jest mi gorąco.
- Walczę też o to, żeby nie wyrzucili mnie z pracy, mam małe pole manewru. - Starałem się obrócić to w żart, rozluźniając krawat i rozpinając jeden z guzików koszuli. On nie musiał się przejmować takimi szczegółami, kiedy prezentował swoją oliwkową opaleniznę na tle białej koszulki.
- Nie wytrzymałbym chyba gdzieś, gdzie jest zimno. - Powiedział, przyglądając mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Z resztą mógł być to całkiem oczywisty wyraz twarzy, tylko moje umiejętności interpersonalne były wybitnie żałosne.
- W Illinois nie jest zimno, Jest normalnie. - Starałem się nie doprowadzić do niezręcznej ciszy, odpowiadałem więc może nieco zbyt nadgorliwie - Można nosić garnitur nie ryzykując zdrowia i życia...
- Garnitury to wymysł szatana. - Architekt pokręcił głową. Cóż, kiedy pierwszy raz go spotkałem nie wyglądał na zbyt uciemiężonego przez swój wygląd. Mimo wszystko, gdybym nie był agnostykiem, zapewne przyznałbym mu świętą rację.
- Cóż, przywykłem jakoś przez ostatnie dwadzieścia lat. - Wzruszyłem ramionami.
- Męczennik. - Spojrzał na mnie z mieszaniną zdziwienia i podziwu.
- Raczej skazaniec. Męczennictwo uwzględnia chyba dobrowolność. - Poprawiłem go, rozbawiony. W moich kręgach wszyscy tuż po ukończeniu studiów zapomnieli o normalnych ubraniach.
Może dlatego wykładowcy w trakcie wakacji to największe ofiary mody na ulicach.
- Ale przyjąłeś dzielnie swoje jarzmo, to się ceni. - Zaśmiał się, po czym wrócił do swojej herbaty.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę bez jakiegoś konkretnego tematu. Nie zauważyłem nawet kiedy zrobiło się późno. Nie potrafiłem nigdy opanować swojego poczucia czasu, kiedy przebywałem z ludźmi. Casey musiał się w końcu ze mną pożegnać.
- W takim razie miłego wieczora... - Odprowadziłem go do drzwi.
- Nawzajem, aniołku. - Rzucił na odchodne, zostawiając mnie zastanawiającego się nad tym, czy przypadkiem nie flirtował ze mną mężczyzna.
Nie, niemożliwe. Nie mógłby.
To pewnie kwestia jego żartobliwej natury.
Tak, na pewno to.



2 komentarze: