niedziela, 22 września 2013

Company men

Nieprzyzwyczajony do tutejszych porannych korków omal nie spóźniłem się do pracy. Chciałem wpuścić rano Casey'a, zostawić mu klucze i wstąpić przed pracą do cukierni, po jakąś drożdżówkę na śniadanie.
Musiałem jednak minąć mężczyznę na schodach, zostawić mu klucze i głodnemu jechać prosto do laboratorium, bo telefon postanowił zignorować fakt, że ustawiłem budzik na szóstą.
"Nie mogę się doczekać, aż będę mógł postawić na szafce nocnej najnormalniejszy w świecie budzik."
Zaczynałem od mojej ulubionej części dnia, czyli przebrania się w strój ochronny. Warto wspomnieć, że klimatyzacja budynku obejmowała głównie pomieszczenia biurowe.
Na szczęście nie miałem tam zbyt wiele do roboty.
To nie przeszkadzało komuś, by przysłać mi studenta na praktykę. Dość wyrośniętego studenta, muszę przyznać.
- Nie mogę udostępnić ci wyników tych badań, bo musiałbyś podpisać dokumenty o dochowaniu tajemnicy, ale... możesz posortować zawartość tamtych segregatorów? Chronologicznie. - Zasugerowałem niepewnie.
Piętnaście minut później odebrałem telefon od Bishopa, dość otwarcie sugerującego, że mam się dobrze zajmować swoim nowym podopiecznym. Cóż, Steve Rains (który jak się okazało rzucił studia dobre dwa lata temu) był na tyle miły, że postanowił zająć się sam sobą i kiedy tylko do niego wróciłem, obwieścił mi, że przesłał już wszystkie utajnione dokumenty do Bishopa.
Świetnie. Doskonale. Zastanawiam się, czy w ogóle jestem wam do czegokolwiek potrzebny.
- Z kim pracujesz? - Spytałem, nieco zaskoczony.
- Szkoli mnie Cruz, ale pojechał po coś z Bennetem do Nowego Yorku i kazali mi zadbać o twoje bezpieczeństwo. - Wyrecytował. Nie znałem pierwszego nazwiska, ale nie dałem tego po sobie poznać.
- Świetnie. Jeśli tak ci na tym zależy, zabierz od doktora Thompsona sprzęt i go wyczyść. Nie chcesz chyba, żebym doznał poparzenia chemicznego? - Uśmiechnąłem się grzecznie. Już dawno temu nauczyłem się postępować z tymi, których przysyłają na kontrole. Trzeba ich zająć czymś prostym, przy czym ani niczego nie zepsują, ani nie będą przeszkadzać.
Domyślałem się, że Rains nie wróci następnego dnia, a ja otrzymam kolejny telefon, tym razem od kogoś, kto w porównaniu do szefa potrafi czytać raporty. Typowe. Dziwiło mnie tylko, czemu zachowują się tak tajemniczo, ale nie zadaje się pytań komuś, kto potrafi kupować sprzęt wart miliony dolarów dla kilku doktorów, których nie wspiera nawet żadna większa agencja naukowa.




Wróciłem do mieszkania wykończony, z aktówką pełną wyników do analizy i w końcu mogłem kupić sobie coś do jedzenia.
- Mam nadzieję, że lubisz pączki z dziurką. - Powiedziałem od progu, niosąc mały karton słodyczy.
- Cześć, aniołku. - Rzucił Casey, nie odwracając się nawet od ściany którą malował. W radio zaczęli właśnie nadawać wiadomości, coś o prezydencie Petrellim chcącym zmienić świat, ale mężczyzna odruchowo przełączył stację na kanał z muzyką.
- Przerwa, nie chcę, żebyś mi się tu przepracował. - Powiedziałem, wchodząc do pokoju by ocenić postępy. Cóż, muszę przyznać, że tu nie próżnował. Byłem zbyt zmęczony by okazać entuzjazm.
- Potrzebuję kawy. Chcesz też?

2 komentarze:

  1. I think you misspelled: " *porywa na ręce i zanosi do sypialni, po czym kładzie delikatnie na łóżku i obsypuje pocałunkami* Podoba ci się?"

    OdpowiedzUsuń
  2. O ludzie, dużo napisałyście pod moją nieobecność... W każdym razie, nadrobiłam wszystko, ale nie chce mi się komentować każdej notki po kolei XD

    OdpowiedzUsuń