poniedziałek, 23 września 2013

Surprise

- Kawy nigdy nie odmawiam. - Odłożyłem wałek na zafoliowaną podłogę.
- Czarna? - spytał Clarence, prowadząc mnie do kuchni.
Skinąłem głową. Czarna herbata, czarna kawa, czarny motor, czarna kurtka. Czarna dusza. Tylko myśli miałem we wszystkich kolorach tęczy.
Skrzywiłem się, patrząc jak mój gospodarz wsypuje kolejne łyżeczki cukru do swojej małej czarnej. Kiedy myślałem, że nie można już bardziej zepsuć cudownego gorzkiego smaku napoju, kolejna porcja białej śmierci wylądowała w czarnym płynie.
- Coś nie tak? - Brunet uniósł brew.
- Zbrodnia. - Wskazałem na łyżeczkę trzymaną w dłoni Clarence'a.
White uniósł kubek do ust i z przesadną rozkoszą malującą się na twarzy upił łyk kawy. Daję głowę, że musiała być słodsza, niż pączek, w który z entuzjazmem wbiłem zęby. Czasem przy pracy zapominałem o jedzeniu, piciu i innych kluczowych potrzebach organizmu, a potem pod wieczór dziwiłem się, jaki jestem obolały i zmęczony. Teraz mój żołądek przypomniał sobie, co to jedzenie, a głowa zapomniała o wyuczonych dobrych manierach, co Clarence skwitował aż nazbyt oczywistym uśmiechem.
- Masz tu... - wskazał na swoją twarz.
Próbowałem na chybił trafił wytrzeć lukier serwetką, ale swoimi wysiłkami sprawiłem tylko, że uśmiech bruneta stał się szerszy. Cóż, dobre i to. To był piękny uśmiech. Przejrzałem się w ekranie komórki i nie mogłem wyzbyć się wiadomych skojarzeń.
Wyglądam, jakbym przed chwilą... - Pokręciłem głową, doprowadzając się do porządku.
Clarence tak się śmiał, że aż ubrudził się różowym lukrem. I kto teraz wyglądał głupio? Ja, bo nie potrafiłem patrzeć spokojnie jak mężczyzna oblizuje palce z lukru.
- Może następnym razem przyniosę babeczki? - Zaproponował mężczyzna. - Lubisz red velvet?
- Zawsze to mniejsze ryzyko upaprania się lukrem. - Dopiłem kawę. Lubiłem spędzać czas z Clarence'em, ale pewna ściana nie dawała mi spokoju. - Nie obraź się, ale powinienem wrócić do malowania, bo zostaną smugi - przeprosiłem go, podnosząc się z miejsca.
W radiu lecieli właśnie Stonesi, przygłośniłem więc i wprawiłem w ruch wałek, nanosząc na ścianę kolejne pasy brązu. Była to dosyć monotonna praca, od pojedynczych kolorów znacznie bardziej wolałem malować wzory i postacie - czy to na płótnie, czy na innej płaskiej powierzchni. W szkole wszystkie książki i zeszyty nosiły ślady takiej, czy innej działalności artystycznej, zawsze kolorowe i oryginalne, co niekoniecznie wzbudzało sympatię nauczycieli, pragnących wzbudzić we mnie zainteresowanie pewnymi przedmiotami, których nienawidziłem.
Czekałem. Widzicie, nie próżnowałem podczas nieobecności Clarence'a. Razem z Erikiem doprowadziliśmy sypialnię do stanu jak z katalogu, może nawet wyglądała ciekawiej z powodu takiego a nie innego doboru kolorów.
Nie jestem do końca pewien, dlaczego się tak starałem. Lubiłem go, co do tego nie było wątpliwości, ale należałem do tego typu ludzi, którzy przywiązują się do kelnerek w barze, kierowców komunikacji miejskiej, ekspedientów w sklepach i listonoszy. Niektórzy ludzie samą swoją obecnością sprawiali, że uśmiech wpełzał na moją twarz i zostawał tam na dłużej. Eric nie omieszkał śmiać się ze mnie, że się zakochałem, ale w jego ustach brzmiało to jak zaczepki łobuza z podstawówki na placu zabaw, więc skwitowałem to pobłażliwym skinieniem głowy.
Teraz uśmiechałem się dziecko, które dostało nową zabawkę, słysząc odgłos otwierania drzwi do sypialni.
- Niespodzianka - powiedziałem.

1 komentarz:

  1. Idealnie <3 I łóżko takie wygodne, jesteś pewien, że nie chcesz wypróbować?

    OdpowiedzUsuń