poniedziałek, 7 lipca 2014
Wyobrażałem sobie niegdyś, że to będzie jak wychodzenie z ciemności w burzową noc. Straszne i piękne. Tak przecież postrzegałem umysły ludzi, których umieszczano w moim szpitalu. Prawda, jak zwykle obroniła się przed nadmiernym uproszczaniem i poetyzowaniem jej, do czego miałem tendencje.
Nie pamiętam pierwszych kilku sesji. Terapia elektrowstrząsowa była jednak przede wszystkim bolesna. Wstrząsy trwały ułamki sekund i byłem podczas nich nafaszerowany lekami, ale nie potrafiłem wymazać z pamięci przeszywająco ostrego bólu. Momentami wydawało mi się, że to jedyne co mogę odczuwać.
Na szczęście zacząłem również odczuwać wszystko, od czego uciekł mój umysł.
Nie wiedziałem ile dni minęło od umieszczenia mnie w celi. Sądziłem, że Will spisał mnie na straty, ponieważ nie przychodził. Chciałbym być szlachetny i stwierdzić, że nie winię go za to, lecz jestem cholernym egoistą i tchórzem.
Przerażała mnie samotność w celi. Przerażała mnie myśl, że w najlepszym wypadku dotrwam tu końca swych dni. Z trudem żyłem że świadomością, że lada dzień stanę przed wybodem śmiertelnej trucizny lub krzesła elektrycznego. Gdyby nie fakt, że O'Neil kontynuował terapię, pewnie mój poprzedni stan uległby zmianie jedynie chwilowo.
Nadal większość czasu spędzałem na pryczy, osłabiony i w okropnym nastroju. Nie miałem siły, by wstawać kolejnego dnia, bo jaki był w tym dla mnie cel? Trzymali mnie tu tylko po to, by w świetle prawa poddać mnie egzekucji. Gdybym mógł, gdybym choćby miał szansę pragnąłbym ich w tym wyręczyć. Zachowałbym może wtedy odrobinę godności.
Dzień sądu zbliżał się nieubłaganie. O'Neil poinformował mnie, że zaprzestaje już terapii, ponieważ mógł prowadzić ją bez mojej formalnej zgody jedynie w sytuacji zagrożenia życia jaką była katatonia. Dawny ja pewnie parsknąłby mu śmiechem w twarz, ale teraz nie mam na to siły ani ochoty.
Nie słuchałem go nawet zbyt dokładnie. Wszystkie myśli odpływały ku ostateczności.
Kolejny dzień, kolejne zmuszenie do otwarcia oczu i do połknięcia tabletek podanych mi przez jakąś młodą pielęgniarkę. Znałem godziny pracy każdego z pracowników. Wiedziałem, że jeśli tylko pokażę jej język, pójdzie radzić sobie z trudniejszymi pacjentami i nikt nie zajrzy do mnie przez pół godziny. To powinno mi wystarczyć.
Nie miałem wielu możliwości w celi. Postanowiłem zdjąć swój uniform, przywiązać go do jednej z nóg stołu za nogawki, z rękawów zrobić prostą, mocną pętlę i przerzucić ją przez stół.
Spieszyłem się. W każdej chwili mógł wpaść strażnik i odratować mnie nim zdążę odpłynąć.
Owinąłem pętlę wokół szyi, pochylając się nad stołem. Teraz wystarczyło jedno szarpnięcie i upadek na podłogę, by pętla się zacisnęła. Wystarczyła chwila, by zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Etykiety:
ból,
Dr Frederick Chilton
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz