wtorek, 15 lipca 2014
- Pytasz o to mnie? Jestem ostatnią osobą, która może udzielać rad dotyczących rozpoznawania rzeczywistości. - Odparłem, rozbawiony. Właściwie nie tyle rozbawiony, co szczęśliwy do cna, że wróciłem do domu.
"Od kiedy zacząłem nazywać to miejsce Domem?"
Will zamknął mi usta tęsknym pocałunkiem, trzymając mnie w objęciach z taką siłą, że wyjątkowo szybko zabrakło mi tchu.
- Mam nadzieję, że masz dla mnie jakąś flanelową koszulę. Mam tylko to, co mam na sobie... - Zacząłem, rozglądając się po domu. Psy otoczyły nas niemal natychmiast. Z zaskoczeniem zauważyłem, że nie ma żadnego nowego nabytku.
- Nie byłeś w domu? - Zapytał zdziwiony.
- W Baltimore? Byłem. - Westchnąłem. Chciałem jak najszybciej uciąć temat, ale jedną z wad posiadania chłopaka - empaty był fakt, że niczego nie mogłem przed nim ukryć.
- Spokojnie, pojedziemy tam razem, w swoim czasie. - Objął mnie ramieniem, a ja oparłem laskę przy drzwiach i poszedłem za nim na kanapę. Nie miałem ochoty na nic, prócz wtulenia się w niego i patrzenia na psy.
Poczułem, że Will drży, więc okryłem nas kocami, choć mnie wcale nie było zimno.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem.
- Trochę źle się czuję. To nic takiego. - Odparł, trochę zbyt szybko, jakby miał przygotowaną tą odpowiedź.
- Obaj wiele ostatnio przeszliśmy. - Skinąłem głową. Pocałowałem go delikatnie i ułożyłem głowę na jego ramieniu. Tęskniłem za tym wszystkim tak mocno. Za jego wysiedzianą kanapą, za psami, za ciepłym kocem, za salonem. Uczucie pustki jakie wypełniało mnie gdy Willa nie było w pobliżu było czymś więcej niż tęsknotą. Brakowało mi go jak części siebie.
Pogrążyłem się w rozmyślaniach na dłużej, niż mi się wydawało. Czułem, że błądzę myślami w miejsca, które wcześniej zawiodły mnie do oddziału ratunkowego szpitala Baltimore, ale nie potrafiłem wybudować muru odgradzającego ich ode mnie. Osaczały mnie tak, jak osaczały mnie wątpliwości. Chciałem powiedzieć Willowi tak wiele. Jedyne na co zdołałem się zrobić to spojrzeć mu w oczy i liczyć na to, że wie. Ale nikt nie jest telepatą, nawet Will z tymi jego absurdalnie genialnymi umiejętnościami.
- Kocham Cię. - Wyszeptałem w końcu, wtulając się w niego mocno.
Psy zajęły miejsca na podłodze wokół nas i przez chwilę wszystko wydawało się być w porządku. Zupełnie, jakby na nasze życie nie czekał psychopatyczny kanibal.
Etykiety:
Dr Frederick Chilton
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz