poniedziałek, 14 lipca 2014
O'Neil stanął przed moją salą i spojrzał na mnie z mieszaniną zdziwienia i niesmaku. Wydawało mi się, że to jedyne emocje jakie jest w stanie wyrażać ten studenciak. Wygłosił standardową formułkę o tym, że nie przysługuje mi miejsce w szpitalu po tym, jak prokuratura zdecydowała się nie wznawiać zarzutów w świetle nowych dowodów.
- Rozpruwacz zdecydował się darować Ci wolność... - Rzucił wzniosłym tonem.
- Z całym szacunkiem. Pieprz się. - Odparłem, zakładając marynarkę i biorąc do rąk moją laskę. Will musiał szepnąć coś w FBI by mi ją zwrócili, byłem tego pewien.
Po raz pierwszy od miesięcy szedłem tym korytarzem z godnością. Nie był to już jednak mój szpital.
Odebrałem resztę moich rzeczy. W tym kluczyki do samochodu, klucze do domu i cholerne srebrne pióro kulkowe z Mountain.
- Daj to córce, bardziej jej się to przyda. - Rzuciłem do Stephena Bartsa. Wiedziałem, że jego dzieciak właśnie wybiera się do szkoły. Nie miałem ochoty nawet dotykać tego przeklętego długopisu, który kiedyś uznałem za szczęśliwy amulet. Nie można po prostu decydować o tym, czy rzeczy przyniosą nam szczęście, czy nie.
Nie dzwoniłem do Willa. Z resztą, moja komórka została w domu, więc pewnie leży w magazynach FBI. Zastanawiałem się co jeszcze zawłaszczyli.
Miałem przekonać się o tym niecałą godzinę później, kiedy już stanąłem przed drzwiami. Wahałem się, czy włożyć klucz w drzwi. Kiedy w końcu przekręciłem go w zamku przypomniał mi się dzień w którym wróciłem z pracy nie spodziewając się, że znajdę w swojej piwnicy półmartwego Gideona.
Poczułem, jak drżą mi dłonie, lecz pomimo tego otworzyłem drzwi i przekroczyłem próg. Być może w zbytnim pośpiechu. Spojrzałem na podłogę. Znałem procedury i wiedziałem, że pozbyli się wszystkiego. Racjonalnie wiedziałem. Mimo to, nadal widziałem na niej ślady krwi jednoznacznie prowadzące do kuchni.
Nogi ugięły się pode mną, gdy dostrzegłem lśniące kuchenne blaty na których Hannibal zaaranżował z niebywałą dbałością scenografię pod swoje dzieło.
Myślałem, że zemdleję. Chwilę po tym racjonalna część mózgu, która nadal uparcie trzymała się świadomości zauważyła, że ostatnio to uczucie towarzyszy mi zbyt często.
Wycofałem się powoli. Byłem na skraju ataku paniki. Wiedziałem, co powinienem zrobić. Powolne oddechy, wydech dłuższy niż wdech i zastąpienie tego co widzę podobnym, ale bezsprzecznie pozytywnym obrazem. Właśnie wtedy zdecydowałem, że muszę natychmiast zamknąć dom i ruszyć do Wolf Trap.
Etykiety:
Dr Frederick Chilton,
nie umiem pisać
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz