niedziela, 6 lipca 2014


- Masz kogoś wolnego na teraz? - Po raz pierwszy zobaczyłam dyrektora O'Neila w lekarskim kitlu, kiedy zajrzał do pokoju pielęgniarek pod koniec mojej zmiany.
Oddziałowy spojrzał na mnie i skinął głową. Nie protestowałam, lubiłam ostatnio zostawać po godzinach. Praca na tym oddziale była o wiele ciekawsza niż poprzednia, a ja z chęcią dorabiałam.
- Przygotujesz pacjenta do terapii elektrowstrząsowej. - Lekarz prowadził nas po korytarzu do części budynku w której wcześniej nie byłam. Przypominała blok zabiegowy, różniła się jedynie tym, że przy poprzednim dyrektorze nie była zbyt często używana. Poznałam to po fakcie, że przy poprzednim remoncie ją pominęli. Wszystkie korytarze były bladoniebieskie, tu nadal panowała mdła zieleń.
Sala była przestronna i pusta, nie licząc jednego łóżka i urządzenia stojącego pod ścianą. Wkrótce pojawił się Barney z pacjentem na noszach.
- Pójdę po leki. Czego użyje Pan jako znieczulenia? - Zapytałam.
- To nie będzie konieczne, siostro Diamandis. Mamy wszystko co jest niezbędne do zabiegu. - Odparł O'Neil.
Bez słowa zabrałam się do przygotowania pacjenta. Na noszach leżał Frederick Chilton.
Nie poznałam go w pierwszej chwili. Jego włosy były w nieładzie, miał dłuższy zarost i błędny wzrok. Patrzył w bliżej nieokreślony punkt na suficie, ignorując zupełnie naszą obecność. Zdawało się, że z każdym dniem coraz bardziej zatraca się w swoim umyśle. Byłam pewna, że nie będzie w stanie pojawić się na własnym procesie, który przypadał na koniec tygodnia.
Pomogłam Barneyowi przenieść go na łóżko i odstawiłam nosze pod ścianę. Następnie zabrałam się za podłączanie elektrod na skroniach, gdy pielęgniarz krępował jego nogi i ręce skórzanymi pasami. Zdezynfekowałam miejsce wkłucia i podałam środek zwiotczający mięśnie.
Przez cały ten czas pacjent ani nie mrugnął.
Coraz bardziej wątpiłam w to, by był zdolny kogokolwiek skrzywdzić. Ktoś z tak kruchą psychiką nie byłby w stanie być seryjnym mordercą, już po jednym zabójstwie by się załamał w stopniu utrudniającym normalne funkcjonowanie.
Wraz z Barneyem odsunęliśmy się od łóżka kiedy dyrektor O'Neil obracał różne pokrętła i ostatecznie sprawdzał podłączenie elektrod.
- Nie powinno być tu anestezjologa? - Spytałam pielęgniarza szeptem.
- Później Ci wytłumaczę. - Zbył mnie.
Nie chciałam patrzeć na procedurę, więc zerknęłam za okno. Był pochmurny, ale ciepły dzień. Zapowiadało się na burzę. Puszystą biel z rzadka przerywały błękitne smugi nieba.
Usłyszałam krótkie buczenie świadczące o pracy maszyny, później coś jakby stuknęło i nastała cisza. To ona sprawiła, że skierowałam wzrok w stronę Chiltona. Właśnie wtedy zobaczyłam jego błędny wzrok, który wciągu sekundy przeszył ból i... jakiś błysk.
Pomyślałam, że burza jest w tej chwili gdzie indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz