czwartek, 3 lipca 2014


- Doktorze Lecter, to niezwykły zaszczyt Pana poznać. - Lawrence O'Neil zachowywał się doprawdy nienagannie, a przy tym niewymuszenie.
- Schlebia mi Pan, Panie dyrektorze. - Skinąłem głową, po czym stanąłem za krzesłem przed jego biurkiem. Nie miałem ochoty zrównywać się z nim i tracić mojej dominującej pozycji w gabinecie.
- Jednakże nie prosiłem o Pańską obecność, by dyskutować o Pańskich osiągnięciach w dziedzinie psychiatrii. Jedna z pacjentek powoływała się na fakt iż przeprowadzał z nią Pan sesję psychoterapii. Sprawdziłem te dane i potwierdziły się one. Ponieważ pacjentka odmawia współpracy a FBI zależy na czasie pomyślałem... - Młody psychiatra spuścił wzrok z pozorną skromnością. - Nie chodzi mi oczywiście o to by dzielił się Pan z nami swymi badaniami, ale obaj wiemy, doktorze Lecter, jakie działanie będzie miała na nią Pańska obecność.
- Czego Pan ode mnie oczekuje? - Zapytałem ze spokojem. Kiedy nie patrzył mogłem spokojnie podziwiać wystrój, niegdyś tak dobrze mi znany, a obecnie odmieniony sporą dozą minimalizmu. W kwestii estetyki O'Neil ma o wiele lepszy gust od Chiltona.
- Krótkiej rozmowy. Chciałbym przywołać w niej zaufanie jakim darzyła Pana i pomóc jej otworzyć się w tym miejscu. Myślę, że powinien Pan ustalić szczegóły z doktorem Francisem Ernstem, to on prowadzi jej przypadek.
- W porządku. Czy jest on teraz na terenie ośrodka? - Spytałem, znając już odpowiedź.

O'Neil był tak gorliwy i chętny do współpracy, że pod nieobecność lekarza prowadzącego pozwolił mi na konsultację z pacjentką i to bez żadnego nadzoru. Był naiwny, ufał bezgranicznie osobie, którą znał jedynie z bibliografii w swoich podręcznikach na studiach. Trudno było powstrzymać się przed wykorzystaniem tej przewagi.
Ochroniarze oraz pielęgniarze znali mnie już z licznych konsultacji w tym miejscu, nie dopytywali więc o zbyt wiele widząc tymczasową przepustkę. Wspuścili mnie na najniższe piętro szpitala, a ja skierowałem się na sam koniec korytarza.
- Witam, Fredericku. - Powiedziałem spokojnie.
Wydawało się, że mnie nie słyszy. Był skrępowany, podłączony do kroplówki i cewnika. Stan książkowej wręcz katatonii wywołany silnym szokiem pourazowym. Nie bez satysfakcji przypatrywałem się swojemu dziełu. Ograniczyłem jego zdolności poznawcze do marzeń na jawie, cieni i wspomnień. Tym właśnie miał pozostać dla Willa, wspomnieniem.
Sprawa sądowa wyznaczona była na ten tydzień. Taki widok mógłby zbytnio rozczulić ławę przysięgłych. Wiedziałem, że Frederick powinien być w lepszym stanie, by wyglądać na choćby namiastkę osoby zdolnej do zbrodni o jakie go oskarżano.
Zastanawiałem się, czy O'Neil słyszał o badaniach, które jednoznacznie wskazują że anestezja podczas terapii elektrowstrząsowej może osłabić jej działanie u osób z zaburzeniami ze spektrum socjopatii, czy psychopatii.
Próbowałem sobie również wyobrazić co musi czuć osoba skrępowana, poddana działaniu leków zwiotczających mięśnie i kompletnie niezdolna do ruchu, poddana terapii elektrowstrząsowej bez znieczulenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz