niedziela, 13 lipca 2014


Cały szpital aż huczał. Mojego sąsiada, najwyraźniej byłego dyrektora tego szpitala, zawieziono na rozprawę. Ja usiłowałam odnaleźć spokój. W końcu dostałam coś do czytania. Niestety, dyrekcja szpitala nie była zbyt hojna - dostałam tylko jedną książkę i to, taką, z którą miałam duży problem, Sedno sprawy Greene'a. Ze wstydem przyznawałam przed sobą, że trochę współczuję głównemu bohaterowi.
Zastanawiałam się, czy dawanie mi takich książek, ma być, według doktora Ernsta, elementem terapii. Jeśli tak, to zdecydowanie bardziej wolałam mojego poprzedniego lekarza.

- Czyli myśli pan, że on mnie zdradza?
- Wolę nie wydawać pochopnych sądów, szczególnie, nie mając wystarczającej ilości informacji.
- No cóż, to było pomocne... Ale co zrobiłby pan na moim miejscu?
- Doprowadziłbym do sytuacji, w której mógłbym sprawdzić swoje hipotezy.


- Zasłużył na śmierć - stwierdziłam, gdy zobaczyłam zbliżającą się pielęgniarkę.
- Kto taki? - spytała, podając mi tabletki.
- Bohater książki - wyjaśniłam. - Mój mąż zresztą też. Niestety, byłam za słaba...

- Chciałabym panu podziękować, doktorze.
- Dotarłaś do prawdy, Elizabeth?
- Tak. Przeszło mi przez myśl, że wolałabym nie wiedzieć, ale tak naprawdę jestem zadowolona. Przynajmniej to się już nie powtórzy.
- Obiecał ci to?
- Och, nie. Zresztą, nie uwierzyłabym. Ale to, jak potoczyły się sprawy, upewnia mnie w tym, że Richard nigdy więcej mnie nie zdradzi.


Zdradził mnie jeszcze raz. Z tego, co się dowiedziałam, wydał mnie hałasowaniem.
- Powinnam była go zabić - powiedziałam, bardziej do siebie niż do pielęgniarki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz