Wyciągnęłam kawałek mięsa z zamrażarki. Ostatni, pomyślałam, będzie trzeba zrobić zakupy. Zalałam go gorącą wodą, żeby szybciej się rozmroził i zaczęłam szukać reszty składników potrzebnych do przyrządzenia obiadu. Znalazłam ryż i brokuły, po czym uznałam, że to mi w zupełności wystarczy. Czas, którego potrzebowało mięso, żeby stać się gotowe do użycia, postanowiłam wykorzystać względnie produktywnie. Poszłam do sypialni, położyłam się na łóżku i sięgnęłam po leżącą na szafce nocnej książkę. Czytałam Mistrza i Małgorzatę niezliczoną ilość razy, ale nadal bardzo często wracałam do tej powieści. Urzekał mnie jej niesamowity, nieco surrealistyczny klimat.
Gdy mięso się już rozmroziło, pokroiłam je na małe kawałki, posypałam losowo wybranymi przyprawami i usmażyłam. Ugotowałam ryż i brokuły, a następnie zmieszałam wszystko razem i nałożyłam na dwa talerze. Brakowało mi jeszcze jakiegoś sosu, więc polałam danie sosem czosnkowym, którego było w lodówce dosyć dużo. Kupiłam kilka opakowań, bo akurat były w promocyjnej cenie. Nie musieliśmy oszczędzać, ale promocje i tak bardzo do mnie przemawiały. Często przez to kończyłam z kilkoma kilogramami soli i dwudziestoma puszkami jakiegoś napoju, mimo że miałam zamiar kupić tylko chleb.
Ostrożnie niosąc dwa talerze zeszłam do piwnicy. Zaświeciłam światło i położyłam jeden talerz na podłodze, a drugi na stoliku. Usiałam wygodnie w fotelu, który przeniosłam tam parę miesięcy temu.
- Tchórzostwo nie jest jedną z najstraszliwszych ułomności, ono jest ułomnością najstraszliwszą - zacytowałam. - To Bułhakow - dodałam, nabijając kawałek mięsa na widelec. - Ugotowałam ci obiad, Richardzie. Smacznego.
Uśmiechnęłam się szeroko. Mój mąż patrzył na mnie tylko, tym swoim wiecznie przerażonym wzrokiem.
- No, jedz - zachęciłam. - Nie chcemy przecież, żebyś umarł mi tu z głodu.
Gdy mięso się już rozmroziło, pokroiłam je na małe kawałki, posypałam losowo wybranymi przyprawami i usmażyłam. Ugotowałam ryż i brokuły, a następnie zmieszałam wszystko razem i nałożyłam na dwa talerze. Brakowało mi jeszcze jakiegoś sosu, więc polałam danie sosem czosnkowym, którego było w lodówce dosyć dużo. Kupiłam kilka opakowań, bo akurat były w promocyjnej cenie. Nie musieliśmy oszczędzać, ale promocje i tak bardzo do mnie przemawiały. Często przez to kończyłam z kilkoma kilogramami soli i dwudziestoma puszkami jakiegoś napoju, mimo że miałam zamiar kupić tylko chleb.
Ostrożnie niosąc dwa talerze zeszłam do piwnicy. Zaświeciłam światło i położyłam jeden talerz na podłodze, a drugi na stoliku. Usiałam wygodnie w fotelu, który przeniosłam tam parę miesięcy temu.
- Tchórzostwo nie jest jedną z najstraszliwszych ułomności, ono jest ułomnością najstraszliwszą - zacytowałam. - To Bułhakow - dodałam, nabijając kawałek mięsa na widelec. - Ugotowałam ci obiad, Richardzie. Smacznego.
Uśmiechnęłam się szeroko. Mój mąż patrzył na mnie tylko, tym swoim wiecznie przerażonym wzrokiem.
- No, jedz - zachęciłam. - Nie chcemy przecież, żebyś umarł mi tu z głodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz