niedziela, 15 czerwca 2014
Można próbować odizolować kogoś od świata, ale nie od jego własnych zmysłów. Kiedy ja zostałem sam na sam ze swoimi zmysłami przypominały mi one z pewną intensywnością wydarzenia które doprowadziły mnie do tej niewielkiej sali, zwłaszcza ostatnie kilka miesięcy.
Czułem fakturę wytartej miejscami tkaniny, jaką obita była sofa na której spędziłem tyle dni. Czułem zapach kominka i psów, i lasów okalających dom. Długie oczekiwanie przypomniało mi chwile, w których wypatrywałem podjeżdżającego jeepa. Z początku z ciekawością, bo przynosił wieści ze świata. Z czasem z tęsknotą, bo stał się moim światem.
Nie chciałem innych wspomnień. Chciałem wyprzeć z pamięci czasy zarządzania szpitalem, studiów, a w szczególności dzieciństwa i zostawić je za sobą.
Przeklinałem mózg, że działa w inny sposób.
Powlekałem nogami, prowadzony do celi na najniższym piętrze, przeznaczonej dla największych psychopatów. Wszystko było takie odrealnione. Każdy mijany więzień, który poznawał mnie i podchodził bliżej krat, żeby zagwizdać, krzyknąć, czy zakląć. Byli tylko tłem wieńczącym wizję mojego ostatecznego upadku. Chciałem zapaść się pod ziemię, zlać z nią i pozwolić jej wypełnić moje płuca.
Przeklinałem mózg, że działa.
Pielęgniarze przychodzili i odchodzili. Kilkukrotnie obserwował mnie Lawrence O'Neill, ten młody bufon którym wszystkie pielęgniarki zwykły się zachwycać. Mówił coś, nie docierał do mnie jednak sens jego słów. Byłem daleko stąd. Znów zjawiłem się na progu Wolf Trap.
- Mogę skorzystać z twojego prysznica?
Ciężka torba pozwoliła ukryć mi drżenie dłoni, le nie fakt, że uginają się pode mną nogi.
Will był zaskoczony. Nie oczekiwałem innej reakcji. Myślałem, że natychmiast wyceluje do mnie z pistoletu i zadzwoni do Jacka, ale on bez słowa wpuścił mnie do swojego domu.
Wszędzie były psy, ich sierść, ich zapach, a ja wpatrywałem się w ziemię, kuśtykając za panem domu prowadzącym mnie do łazienki.
- Nie jestem... nie jestem rozpruwaczem z Chesapeake. - Wyjąkałem, kiedy spojrzał na mnie pytająco.
- Wiem o tym, Frederick. - Skinął głową.
Później, stojąc pod strumieniem gorącej wody zorientowałem się, że to pierwszy raz kiedy ktoś wypowiedział moje imię z troską od dłuższego czasu.
Etykiety:
Dr Frederick Chilton
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz