piątek, 27 czerwca 2014


Wróciłam do domu po zrobieniu zakupów i usiadłam wygodnie przy biurku. Włączyłam laptopa. Niedawno udało mi się zostać administratorką forum, na którym byłam aktywna od ponad roku. Wypowiadałam się głównie w tematach dotyczących ogrodnictwa i literatury, ale starałam się czytać wszystkie posty. Forum nie było duże, więc zadanie nie należało do najtrudniejszych.
Dosyć szybko rzuciła mi się w oczy nowa wiadomość w temacie dotyczącym zdrady w związku. Użytkowniczka, którą kojarzyłam z dyskusji o cyklamenie, pisała, że przypadkowo dowiedziała się o tym, że mąż zdradza ją z nianią i pytała o porady. Nic nie napisałam. Zamiast tego, skorzystałam z uprawnień administratora, aby sprawdzić jej e-mail. Składał się z imienia i nazwiska. To zbyt łatwe, pomyślałam. Spróbowałam zalogować się na facebooku, używając jej adresu poczty elektronicznej oraz tego samego hasła, którego używała na forum. Udało się.
Szybko dowiedziałam się, że wspomniana użytkowniczka, Sandra mieszka całkiem niedaleko, dwie godziny drogi stąd, a jej mąż, Noah, jest dyrektorem firmy produkującej papier. Dopiero patrząc na jego zdjęcie uświadomiłam sobie, dlaczego ich nazwisko brzmiało znajomo - pan Bennet był dosyć znaną w okolicy osobą. No cóż, to nie było zbyt mądre ze strony Sandry, aby używać adresu e-mail składającego się z imienia i nazwiska na forum internetowym, będąc jednocześnie żoną osoby publicznej w skali lokalnej.
Teraz musiałam tylko znaleźć nianię... To również okazało się łatwe. Była oznaczona na zdjęciu sprzed kilku dni, podpisanym moje skarby z najcudowniejszą nianią na świecie. Z wiadomości wymienionych między sobą przez obie kobiety dowiedziałam się, że niania będzie tego wieczora pilnować dzieci, gdyż pan Bennet wybiera się na spotkanie biznesowe, natomiast pani Bennet musi iść do pracy na nocną zmianę.
- Zero zabawy - powiedziałam sama do siebie. Byłam odrobinę rozczarowana niskim poziomem trudności tego zadania.
Odeszłam od komputera i skierowałam się do kuchni. Zrobiłam budyń, nałożyłam go do dwóch miseczek i zeszłam do piwnicy.
- Twój ulubiony, waniliowy - zwróciłam się do męża, kładąc miskę obok niego. - Mam nadzieję, że będzie ci smakował. Tylko uważaj, poczekaj aż ostygnie, dopiero co go zrobiłam.
Usiadłam w fotelu i zamieszałam swoją porcję budyniu łyżeczką.
- Nie mogę spędzić z tobą dzisiaj dużo czasu - powiedziałam. - Ale nie martw się, mam też dobrą wiadomość, jutro zjemy na obiad coś smacznego.

Gdy skończyłam jeść, Richard dopiero powoli zabierał się do swojej porcji budyniu. Nie mogąc marnować czasu, zostawiłam go i wyszłam do ogrodu. Po namyśle zdecydowałam się na len, jako delikatne nawiązanie do pracy mojej przyszłej ofiary oraz żółte goździki - symbol pogardy.
Zapakowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy do samochodu i wyruszyłam. Mogłam nie robić tych zakupów, pomyślałam. Ciekawe jak teraz zmieszczę tyle mięsa w zamrażalce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz