piątek, 27 czerwca 2014
W jednej chwili stałam przed biurkiem dyrektora, odbierając pochwałę i będąc przenoszona na inny oddział szpitala - w drugiej stałam z zasłoniętymi ustami, próbując nie krzyknąć gdy jakiś mężczyzna wtargnął do gabinetu i przyłożył doktorowi O'Neilowi w twarz.
- Wszystko w porządku. - Powiedział, widząc jak rzucam się mu na pomoc. Zasłonił dłońmi twarz, ale oceniając siłę i kąt uderzenia wiedziałam już, że prawdopodobnie ma złamany nos i krwotok.
Wszystko działo się strasznie szybko, dwóch rosłych pielęgniarzy wpadło do gabinetu i próbowało obezwładnić intruza, ale ten uniósł dłonie do góry i wycofywał się dość pokojowo.
- Nie zostawię tak tego, O'Neil. - Odgrażał się na odchodne.
- Panie Graham, proszę opuścić budynek. - Odparł chłodno dyrektor.
Kiedy tylko pielęgniarze dopilnowali, by porywczy brunet opuścił gabinet, podeszłam do mężczyzny.
- Proszę mi pozwolić... - Zaczęłam, dotykając jego dłoni i odsuwając je powoli od twarzy.
- Nic mi nie jest, Francis zaraz to nastawi. - Chciał gwałtownie pokręcić głową ale ból szybko go powstrzymał.
- Doktor Ernst skończył już swój dyżur. - Zauważyłam. - Proszę pozwolić mi wykonywać swoją pracę. - Uśmiechnęłam się grzecznie, po czym zniknęłam na krótką chwilę, by wrócić z apteczką.
Pęknięcie było dość czyste, nie było wiele do roboty. Po kilku minutkach dyrektor wyglądał jak nowy, nie licząc opuchlizny i plastra na nosie.
Uważnie obserwował każdy mój ruch, kiedy go opatrywałam. Nie zwracałam na to jednak większej uwagi, byłam zbyt przejęta faktem, że ktoś mógł po prostu wtargnąć do gabinetu i go pobić.
Kojarzyłam tego napastnika. Nierzadko przebywał na terenie szpitala z tymczasową plakietką konsultanta FBI. Dopiero gdy dyrektor wypowiedział jego nazwisko, skojarzyłam mężczyznę ze wszystkimi plotkami jakie krążą o nim w szpitalu.
Podobno był kochankiem rozpruwacza z Chesapeake. Miałam drobne trudności z uwierzeniem w te pogłoski, bo znając byłego dyrektora nie potrafiłam przypisać mu wszystkiego za co go oskarżano.
Nie poddawałam jednak w wątpliwość tego co ich łączy. Z resztą, nie potrzebowałam większych dowodów niż złamany nos nowego dyrektora.
- Wygląda Pan jak nowy, Panie Dyrektorze. - Uśmiechnęłam się grzecznie, profesjonalnie.
- Dziękuję, Ericko. To znaczy... Panno Diamandis. - Poprawił się.
Miałam ochotę przewrócić oczami niemalże teatralnie, ale zawodowa etykieta nie pozwalała mi na nic prócz uprzejmości.
- Pozwoli Pan, że wrócę do swoich obowiązków.
Etykiety:
Ericka Diamandis
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
najsłodsza jest *_*
OdpowiedzUsuń