Rozmowa z Abigail szybko przerodziła się w kłótnię. Oboje powiedzieliśmy kilka słów za dużo i oboje nie mogliśmy się już wycofać. Na szczęście Hannibal wszedł do pokoju i przerwał nam, zanim powiedziałem coś, czego żałowałbym jeszcze bardziej.
Gdy udało mi się trochę uspokoić, zadzwoniłem do Beverly, chcąc dowiedzieć się, dokąd został przeniesiony Frederick.
- Nie powinnam ci tego mówić - zaczęła. - Został przeniesiony do szpitala dla chorych psychicznie kryminalistów.
- Dziękuję - odpowiedziałem i rozłączyłem się.
Nie byłem pewien, w jaki sposób znalazłem się na drodze prowadzącej do szpitala. O niczym nie myślałem. Nic nie czułem. Nie byłem w stanie. Jedynie niepokojąca pustka w klatce piersiowej i szybkie pulsowanie krwi napierającej na ściany tętnic przypominały mi, że żyję. Pulsowanie przybierało na sile, jak gdyby krew pragnęła się uwolnić. Uderzyłem pięścią w deskę rozdzielczą, ale nie przyniosło mi to ulgi.
Nowy dyrektor szpitala długo nie chciał pozwolić na to, bym zobaczył się z Frederickiem. W końcu jednak wyraził zgodę. Zszedłem na dół w towarzystwie dwóch pielęgniarzy i stanąłem przed celą Fredericka.
- Jak się czujesz? - spytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Frederick nie zauważył nawet mojej obecności. Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit.
Podszedłem nieco bliżej.
- Proszę nie podchodzić do krat. - Usłyszałem stanowczy głos jednego z pielęgniarzy.
- Frederick, kochanie... - zacząłem. Nie zważałem na to, co pomyślą sobie pielęgniarze. - Proszę cię, wytrzymaj jeszcze trochę. Wyciągnę cię stąd, obiecuję.
Dopiero gdy obraz mi się zamazał w takim stopniu, że prawie nic nie widziałem, zorientowałem się, że płaczę.
Wszedłem do gabinetu dyrektora, nie zwracając uwagi na protesty sekretarki. O'Neill rozmawiał z młodą, ciemnowłosą pielęgniarką.
- Panie Graham, proszę poczekać za drzwiami - powiedział, wstając.
Podszedłem bliżej i uderzyłem go.
Gdy udało mi się trochę uspokoić, zadzwoniłem do Beverly, chcąc dowiedzieć się, dokąd został przeniesiony Frederick.
- Nie powinnam ci tego mówić - zaczęła. - Został przeniesiony do szpitala dla chorych psychicznie kryminalistów.
- Dziękuję - odpowiedziałem i rozłączyłem się.
Nie byłem pewien, w jaki sposób znalazłem się na drodze prowadzącej do szpitala. O niczym nie myślałem. Nic nie czułem. Nie byłem w stanie. Jedynie niepokojąca pustka w klatce piersiowej i szybkie pulsowanie krwi napierającej na ściany tętnic przypominały mi, że żyję. Pulsowanie przybierało na sile, jak gdyby krew pragnęła się uwolnić. Uderzyłem pięścią w deskę rozdzielczą, ale nie przyniosło mi to ulgi.
Nowy dyrektor szpitala długo nie chciał pozwolić na to, bym zobaczył się z Frederickiem. W końcu jednak wyraził zgodę. Zszedłem na dół w towarzystwie dwóch pielęgniarzy i stanąłem przed celą Fredericka.
- Jak się czujesz? - spytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Frederick nie zauważył nawet mojej obecności. Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit.
Podszedłem nieco bliżej.
- Proszę nie podchodzić do krat. - Usłyszałem stanowczy głos jednego z pielęgniarzy.
- Frederick, kochanie... - zacząłem. Nie zważałem na to, co pomyślą sobie pielęgniarze. - Proszę cię, wytrzymaj jeszcze trochę. Wyciągnę cię stąd, obiecuję.
Dopiero gdy obraz mi się zamazał w takim stopniu, że prawie nic nie widziałem, zorientowałem się, że płaczę.
Wszedłem do gabinetu dyrektora, nie zwracając uwagi na protesty sekretarki. O'Neill rozmawiał z młodą, ciemnowłosą pielęgniarką.
- Panie Graham, proszę poczekać za drzwiami - powiedział, wstając.
Podszedłem bliżej i uderzyłem go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz