niedziela, 29 czerwca 2014


Pierwszym ważniejszym zadaniem do wykonania na  najniższym piętrze BSHFTCI było samodzielne przetransportowanie pacjentki do celi.
Zgadza się - pacjentki. Upolowali seryjną morderczynię, która zabijała niewiernych mężów i kochanki. O mało nie pisnęłam z uciechą, gdy mi o tym opowiadano. To wszystko brzmiało jak szczęśliwe zakończenie filmu kryminalnego z romansem w tle. Oczywiście zakończenie nie było zbyt szczęśliwe dla Elizabeth Wilkinson.
Zajrzałam ostatni raz do jej karty, po czym otworzyłam drzwi izolatki.
Pacjentkę ostrzeżono już o tym, że ma stać twarzą do przeciwległej ściany z rękami za głową. Na tym etapie procedury asystowało mi dwóch pielęgniarzy.
- Pani Wilkinson, teraz panią odprowadzę. - Powiedziałam łagodnym tonem.
Założyłam jej kajdanki, podłam iniekcyjnie lek uspokajający i poprowadziłam na oddział, do jej celi.
- Nie podoba mi się tu. - Zauważyła lakonicznie.
- Mnie też się z początku nie podobało, ale człowiek się przyzwyczaja. - Odparłam, kiedy jeden z pielęgniarzy otwierał nam kraty swoją przepustką.
- Twój uniform przynajmniej nie wygląda tak paskudnie. - Wzruszyła ramionami.
- Czy to komplement? Muszę ostrzec panią, że mamy ścisłe reguły dotyczące zakazu flirtowania między pacjentami a personelem medycznym. - Próbowałam poprawić jej humor.


1 komentarz: