środa, 7 maja 2014


Widok Fredericka uspokoił mnie nieco, chociaż sytuacja nadal była skomplikowana. Rozpruwacz musiał dowiedzieć się o miejscu jego pobytu. Trzeba było znaleźć nową kryjówkę. Nie wiedziałem jednak kompletnie w jaki sposób to załatwić. Nie miałem pieniędzy na wynajęcie jakiegokolwiek pomieszczenia, a przecież nie mogłem zabrać Fredericka ze sobą do domu.
- Jedyne osoby, które o tym wiedzą to ty i Hannibal? - spytał, po czym dodał: - Musi wiedzieć ktoś jeszcze.
Powiedz mi jak najwięcej o tym samochodzie, który tu stał.
- Był zielony. - Frederick przewrócił oczami.
- Duży? Mały? Zapamiętałeś numery rejestracyjne? - pytałem, szukając punktu zaczepienia.
- Stał dosyć daleko, nie udało mi się zauważyć zbyt wiele - wyjaśnił. - Ale wydaje mi się, że raczej mały.
- Mały zielony samochód... Zbyt wiele nam to nie daje - westchnąłem i wtuliłem się w niego.
Milczeliśmy przez chwilę, po czym Frederick zaczął ostrożnie:
- Nie chcę nic sugerować... Ale pamiętasz te wszystkie nawiązujące do kanibalizmu żarty Hannibala? - spytał. Roześmiałem się mimowolnie, słysząc, do czego zmierza. To było niemożliwe. - Raz powiedział, że zje mój język - kontynuował.
- Spokojnie, jego dziwne poczucie humoru jeszcze o niczym nie świadczy - stwierdziłem. - Zauważyłbym.
- Skoro tak mówisz - westchnął i położył swoją dłoń na mojej.
- Złapię Rozpruwacza - zapewniłem. - Złapię go i będziemy mogli rozpocząć normalne życie.
Nic nie odpowiedział, tylko pocałował mnie delikatnie.
Chciałem tu zostać. Chciałem zerwać z niego koszulę, przywiązać go do łóżka i sprawić, by błagał po hiszpańsku. Niestety, musiałem wrócić do domu.
- Muszę już jechać - powiedziałem, odsuwając się. - Nie chcę, żeby Hannibal cokolwiek podejrzewał.
- Kiedy znów przyjedziesz?
- Za tydzień. - Moje słowa sprawiły, że posmutniał. - Hannibal uznał, że mogę cię odwiedzać raz w tygodniu.
- A ty musisz się słuchać... - westchnął.
- Proszę cię, nie rób z tego problemu. Wiesz, że jestem od niego całkowicie zależny i nie mam innego wyjścia. Muszę udawać, że tylko się tu ukrywam - wyjaśniłem, wstając. - Być może uda mi się wynegocjować wizytę jutro, żeby podrzucić ci jakieś jedzenie. Ale nie obiecuję.
- Będę czekać - odparł i pocałował mnie na pożegnanie.
Wracając, rozmyślałem o tym, co powinienem zrobić. Przydałoby się przenieść gdzieś Fredericka. Najlepiej byłoby, gdyby udało mi się przekonać Jacka, że nie powinni go szukać, a raczej zapewnić mu ochronę, ale wiedziałem, że ten plan ma niewielkie szanse powodzenia.
Poczułem narastający ból głowy. Nie przerywając jazdy przeszukałem kieszenie i połknąłem tabletkę przeciwbólową. Nie była zbyt skuteczna.
W tej chwili chciałem tylko wrócić do domu i jak najszybciej zasnąć.

1 komentarz: