środa, 7 maja 2014
- Byłam w Wolf Trap.
Hannibal był już na górze, więc nie bałam się o to, że mnie usłyszy. Siedziałam w fotelu i czekałam tylko na powrót Willa z pracy. Trochę mu to zajęło.
- Zanim cokolwiek powiesz... Nie zamierzałam tam jechać. Tym bardziej wchodzić, nie śledzę cię, nic z tych rzeczy. Szanuję twoje granice. Chciałam tylko... zobaczyć to miejsce? Tak myślę. - Mówiłam dość spokojnie, trzymając dłonie na kolanach i siedząc napięta jak struna.
- Zobaczyłaś coś ciekawego? - Spytał, gorzko. Zdjął swój płaszcz i powiesił go wolnymi, wystudiowanymi ruchami.
- Twojego chłopaka.
Na sekundę zamarł w bezruchu.
- Frederick nie jest...
- Tak myślałam. Doktor Chilton, tak? - Uniosłam brwi. - Badał mnie, pamiętam go. Pompatyczny, burżujski dupek. Nie wmówisz mi, że mieszka na tym pustkowiu tak po prostu.
- Jest poszukiwany przez FBI. - Tłumaczył.
- Nie znaleźli go w łóżku własnego konsultanta. Świetnie im idzie, co?
Wiedziałam, że naciskam wszystkie jego struny i lada chwilę wyprowadzę go z równowagi. Byłam zła. Na niego, na siebie, na te przedmieścia, na cały cholerny świat.
- Nie spodziewają się, że mógłby być u mnie. - Próbował sprowadzić rozmowę na inny tor.
- Nie spodziewają się, że mógłbyś go pieprzyć. - Spojrzałam mu prosto w oczy. Szybko zerwał kontakt.
- Nie mam ochoty na tą rozmowę. - Uciął, idąc do kuchni. Zerwałam się za nim.
- Ale ja mam. Należą mi się wyjaśnienia! A Hannibal? Wie już, że przyprawiasz mu rogi? - Syknęłam, nie chcąc podnosić głosu. - Nie martw się, sam ciągle jeździ za miasto Bóg wie po co.
- Abigail! - Odwrócił się gwałtownie w moją stronę tak, że prawie na niego wpadłam. Chyba nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Powiedz mi, Will. Jak to jest patrzeć mu w oczy i marzyć tylko o tym, by wyrwać się do kochanka? Jak to jest czuć się nie na miejscu tu, gdzie stworzyliśmy to, co nazywamy domem? - Nie potrafiłam powstrzymać słów, ostrych jak brzytwa. Podnosiłam głos. - Jak to jest chcieć stąd uciec, ale być uwiązanym przez te całe pozory?! Jak to jest dusić się w miejscu, które miało być twoją ostoją?! Jak!?Powiedz mi! - Krzyknęłam.
Pragnęłam, by przyciągnął mnie do siebie i uspokoił w silnym uścisku. Czułam jak panika obezwładnia moje ciało, jak wszystkie tłumione dotąd uczucia pragną doprowadzić mój mózg do zwarcia. Poczułam gorące łzy spływające po policzkach. Kiedy Will nie chciał poskładać mnie w całość, pozostało mi objąć się ramionami i cicho szlochać.
- Zapominasz, że jesteśmy w tym razem! - Wyrzuciłam z siebie.
Will przyglądał mi się ostrożnie. Milczał. Nie wiedział co zrobić z moją narastającą paniką. Zwłaszcza po takim wyznaniu.
- Też mam tego wszystkiego dość, Will. Udawania rodzinki z przedmieść, którą nie jesteśmy i nigdy nie będziemy. Też pragnęłam znaleźć kogoś, kto zaakceptuje mnie taką, jaką jestem. Wymykałam się wam. Myśleliście, że będę siedzieć tu całe życie? Potrzebowałam kogoś. Potrzebowałam bliskości. Choćby fizycznej.
Znów nie mogłam opanować łez. Objęłam się za brzuch, zgarbiona i dałam sobie dziesięć sekund na utratę kontroli. Dziesięć sekund i ani chwili dłużej. Zupełnie, jak w gabinecie Hannibala.
- Jestem w ciąży. - Wyszeptałam, kiedy odzyskałam resztki opanowania.
Etykiety:
Abigail Hobbs
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Więc, miał być komentarz, to jest xd uczucia po większości notek: nope, what?!, nope, aaa dlaczego tu tyle o jedzeniu?, itd :p po ostatniej - what? Ale chyba nie z Willem ani z Hannibalem? xd
OdpowiedzUsuńChilton ja przeleciał jak ja badał xD
OdpowiedzUsuń