niedziela, 25 maja 2014
Po dosyć długiej wymianie zdań z Jackiem, podczas której próbowałem wytłumaczyć mu, czemu Frederick nie może być Rozpruwaczam i dlaczego powinno się raczej załatwić mu jakieś bezpieczne schronienie, niż przetrzymywać w areszcie, otrzymałem w końcu pozwolenie na krótkie widzenie.
Gdy zobaczyłem, w jak złym stanie był Frederick, poczułem tępy ból w klatce piersiowej. Z trudem udało mi się uspokoić, ale musiałem być teraz silny, dla niego. Musiałem mu pomóc. Musiałem złapać Rozpruwacza. Musiałem pomóc jeszcze Abigail. Jedyni bliscy mi ludzie potrzebowali mnie, to nie był dobry czas na utratę kontroli nad sobą i rozklejenie się.
Starałem się uspokoić nieco Fredericka, niestety, chyba nieskutecznie. Znów zaczął wyszukiwać argumenty przemawiające za tym, że to Hannibal jest odpowiedzialny za morderstwa i za jego aresztowanie.
Gdy ochroniarz powiedział, że minęło przyznane mi pięć minut, obiecałem Frederickowi, że postaram się, abyśmy mogli się niebawem znów zobaczyć i wyszedłem. Usiadłem na ławeczce postawionej na korytarzu i ukryłem twarz w dłoniach. Stres wywołał dosyć silny ból głowy, duża dawka aspiryny nie pomogła.
- Dobrze się czujesz, Will? - zapytał Jack, który wcześniej obserwował moją rozmowę z Frederickiem. Nie odpowiedziałem. - Powinieneś był mi o wszystkim powiedzieć... - stwierdził.
- Po co, żebyś mógł go wcześniej aresztować? - spytałem gorzko.
- Obowiązują mnie pewne procedury, nie mogłem postąpić inaczej - zaczął się tłumaczyć. - Wiem, że to mało prawdopodobne, aby doktor Chilton był Rozpruwaczem, ale to jedyny podejrzany, jakiego mamy. Musiałem go aresztować.
Po raz kolejny tego dnia, spytałem Jacka, kto go poinformował, ale on znów odmówił odpowiedzi. Spytałem więc, czy mogę chociaż przywieźć Frederickowi jego leki, ale Jack stwierdził, że to wykluczone.
- Proszę, załatw mu chociaż jakąś porządną opiekę medyczną - powiedziałem. Chciałem brzmieć stanowczo, jednak na myśl o tym, że Frederick może już niebawem zacząć przechodzić zespół odstawienia, głos mi się załamał, przez co brzmiałem raczej żałośnie.
Wyszedłem i pojechałem do Wolf Trap, jedynego miejsca, w którym mogłem teraz odpocząć i spróbować się uspokoić. Położyłem się na kanapie, a psy mnie otoczyły. Po chwili poczułem spływające po policzkach łzy, nawet nie próbowałem ich opanować. Ból głowy nadal narastał.
Moją uwagę zwróciło stojące na stoliku opakowanie tabletek przeciwbólowych. Biorąc pod uwagę, że Jack nie pozwolił mi na przekazanie ich Frederickowi, stwierdziłem, że nic złego się nie stanie jeśli pożyczę sobie jedną.
Niebawem poczułem ciepło rozchodzące się powoli po całym moim ciele. Ból głowy odszedł, a ja pogrążyłem się we śnie.
Gdy otworzyłem oczy, na zewnątrz było już ciemno. Musiało być późno. Zerwałem się z kanapy i podszedłem szybko do drzwi. Wychodząc, wpadłem na Hannibala.
- Co ty tutaj robisz? - spytałem, zaskoczony jego widokiem.
- Nie wróciłeś do domu. Martwiłem się, Will, więc postanowiłem cię poszukać.
Musiałem opiekować się Frederickiem i Abigail. Potrzebowałem kogoś, kto zaopiekowałby się mną - i zjawił się Hannibal. Nie byłem z nim szczęśliwy, ale przecież nie byłem też nieszczęśliwy. Poczułem się winny tego, że nie udało nam się stworzyć szczęśliwej rodziny. Może, gdybym starał się bardziej, gdybym był zaangażowany, gdybym nie pozwolił sobie na jakiekolwiek uczucia wobec Fredericka... Może wtedy to miałoby szansę działać dalej.
Przytuliłem się do niego, zastanawiając się, dlaczego wszystko musi być aż tak skomplikowane.
Etykiety:
Will Graham
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bulbulbulbul. Ból. Tul się więcej do Hannibala to zobaczysz jak ci się uśmiech pojawi. Na brzuchu.
OdpowiedzUsuń