czwartek, 22 maja 2014
Orange is the new black
Drugi raz tego samego dnia przenieśli mnie z celi do pokoju przesłuchań. Rosły agent przykuł mnie do stołu, a ja nie stawiałem oporu. Czasem jedynie wlokłem się za nimi nieznośnie powoli, czując narastający ból w podbrzuszu. Oczywiście. Skutki odstawienia opiatów zwalą mnie z nóg najdalej za dwa dni.
Jak do cholery Crawford mógł wierzyć, że ktoś taki jak ja mógłby powalić agenta FBI? Nie mówiąc już o trzech na raz.
Siedziałem nieruchomo, wpatrując się w swoje odbicie w weneckim lustrze. Znałem je raczej od drugiej strony. Wiedziałem, że jeśli w pomieszczeniu po drugiej stronie jest ciemno, musiałbym mieć nadprzyrodzone zdolności żeby wiedzieć kto mnie obserwuje. Miałem nadzieję, że Will się już zjawił.
Minuty upływały nieznośnie powoli, słyszałem tylko kroki po drugiej stronie i miarowe oddechy mojego ochroniarza stojącego w kącie. Przynajmniej tu nie mógł dopaść mnie rozpruwacz. Powtarzałem to jak mantrę tak długo, aż mózg zaczął podpowiadać mi, że przecież rozpruwacz zna od podszewki całą sprawę, jest blisko, bardzo blisko FBI. Poczucie bezpieczeństwa stłukło się jak szklana figurka. Nawet agent stojący w rogu mógł właśnie zastanawiać się jak zabić mnie szybko i tak, by wyglądało to na wypadek.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a im bardziej nie mogłem go uspokoić, tym bardziej panikowałem. Wkrótce również oddech dołączył do wyścigu, a krople potu zaczęły formować się na moim karku i skroniach. Instynkt kazał mi walczyć lub uciekać. Nie miałem szans powodzenia w żadnej z tych opcji. Mogłem tylko siedzieć tak, skazany na dalszy rozwój wypadków.
Drzwi otworzyły się tak nagle, że omal nie podskoczyłem na krześle. Jack usiadł naprzeciw mnie, nieporuszony.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie mogę pozwolić na wizytę Grahama na dotychczasowych zasadach? Ukrywał miejsce twojego pobytu. - Powiedział oficjalnym tonem.
Zakląłem cicho po hiszpańsku.
- Ma duże problemy? - Spytałem. W tej chwili bardziej martwiłem się o niego, niż o siebie. To nie pozwalało ukoić paniki.
- Właśnie rozmawiałem z nim o tym, dlaczego to zrobił. Twierdzi, że jesteś w posiadaniu pewnych kluczowych informacji dotyczących tego, co stało się w twoim domu, gdy zamordowano tam naszych agentów. Twierdzi, że współpracowaliście nad znalezieniem rozpruwacza. - Spoglądał na mnie badawczo.
- Można to tak ująć. - Przewróciłem oczami. Starałem się uspokoić oddech, brać głębokie wdechy, wstrzymywać je na dłużej, ale serce pompowało krew z taką siłą, że nie byłem w stanie nad sobą panować.
- Wszystko w porządku, doktorze Chilton? - Jack zmierzył mnie uważnie.
- Jak pan sądzi, Agencie Crawford? - Rzuciłem gorzko. Ukryłem twarz w dłoniach. Milczałem, nie słuchając tego, co ma do powiedzenia Jack. Potrzebowałem dłuższej chwili. Mężczyzna nadal mówił coś, być może nawet nie tak bardzo bez sensu jak zwykle, ale nie potrafiłem poukładać własnych myśli, a co dopiero jego słów. W końcu wyszedł, zostawiając mnie sam na sam z osobistym ochroniarzem.
Może minęło pięć sekund, może pięćdziesiąt minut, nim znów usłyszałem jak ktoś wpisuje kod i wchodzi do środka. Nie miałem ochoty nawet opuścić dłoni i spojrzeć na nowego gościa.
Nie, dopóki nie poczułem jak przechodząc dotknął mojego ramienia.
- Frederick?
Spojrzałem na Willa z niedowierzaniem. Jeżeli miałem się dzięki temu uspokoić to właśnie spieprzyłem sprawę. Z tego wszystkiego poczułem pulsujący ból głowy. A może to tylko skutek odstawienia leków?
- Will. Wszystko w porządku? - Chciałem ująć przez stół jego dłoń, ale łańcuch pozwolił mi sięgnąć nie dalej niż do połowy.
- Tak, nie martw się o mnie. Słyszałem, co się stało. Anonimowe źródło, tak? - Z trudem patrzył na to w jakim byłem stanie. Trudno było mu się dziwić. Sam nie poznawałem osoby spoglądającej na mnie w lustrze.
W końcu powoli wyciągnął dłonie w moją stronę i uścisnął mnie serdecznie. Jego dotyk sprawiał, że odnalazłem się w czasie i przestrzeni i nie dryfowałem już w stronę szaleństwa, choćby przez chwilę. Był tu ze mną, mimo tego, że musiał mieć przez to całą masę problemów. Był tu, by mi pomóc, by mnie ochronić.
- Tylko dwie osoby prócz ciebie wiedziały o miejscu mojego pobytu. Nie tak anonimowe to ich źródło. - Zauważyłem
- Spokojnie, wyjaśnię to wszystko, obiecuję.
- Musicie go znaleźć. Wiesz, że to jedyny sposób. Jack to ściana z pustaków, nic do niego nie dociera. - Westchnąłem. Powoli odzyskiwałem spokój umysłu.
- Przymknij się, nie chcesz dostać dodatkowej kary za obrazę funkcjonariusza. - Skarcił mnie Will, żartobliwie. Chciał rozjaśnić nieco tą sytuację, ale obaj wiedzieliśmy, że tkwimy w tym zbyt głęboko, by odkręcić wszystko bezboleśnie i szybko.
- Will... - Szepnąłem.
- Tak?
- Słyszałem o tym, że rozpruwacz zabił kogoś o moim profilu... zawodowym. Nie tylko. Pokazali mi zdjęcia ze sceny zbrodni odczytując zarzuty. - Starałem się brzmieć poważnie, rzeczowo, byle nie paranoicznie. - Psychiatra. Chirurg. Mieszkający w okolicy... Hannibal był na konferencji, tak? - Spytałem ostrożnie.
- Nie, nie, nie... Frederick, znajdziemy rzeźnika, nie ma sensu żebyś teraz...
- Był, prawda? Mógł się czegoś dowiedzieć? Rozmawiał z Jackiem na osobności? Z dala od Ciebie? - Dopytywałem, rozpaczliwie trzymając się idei w której to Hannibal zdradził, że jestem w Wolf Trap, bo mogło być mu to na rękę.
- Pięć minut minęło. - Ogłosił ochroniarz i Will podniósł się z fotela.
- Will porozmawiaj z nim chociaż. A jeśli miał w tym swój cel?
- Frederick postaram się, byśmy niedługo się zobaczyli, dobrze? - Znów położył dłoń na moim ramieniu, mijając mnie, czym zwrócił uwagę ochroniarza.
- Proszę odsunąć się od podejrzanego.
- Do zobaczenia. - Powiedział spokojnie.
- Proszę, porozmawiaj z nim chociaż.
Przez krótką chwilę nie miałem pojęcia co myśleć, aż nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce. To musiał być Hannibal. To musiał być on. Rozmyte wspomnienie z chwil w których traciłem przytomność na podłodze własnego salonu nagle rozjaśniło się o jeden detal. Twarz mężczyzny stojącego nade mną w garniturze i czymś na kształt foliowego kaftana.
Twarz Lectera.
Etykiety:
Dr Frederick Chilton
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tyle bólu ;__;
OdpowiedzUsuń