poniedziałek, 5 maja 2014
Obudziłam się na kanapie. Zdarzało mi się to dość często, byłam wdzięczna za sam fakt, że traciłam przytomność choćby na dwie godziny. Wróciłam do swojej sypialni, rzuciłam się na łóżko i dopiero tam zasnęłam na dobre.
Późnym ranem Hannibal zajrzał do mnie, okrył mnie kocem i przyniósł mi śniadanie.
- Wstanę za pięć minutek, dobrze? - Wymruczałam, pewnie mniej zrozumiale niż mi się to wydawało i zwinęłam się w kłębek. Nie byłam jednak w stanie wysiedzieć zbyt długo w obecności tak intensywnych, smacznych zapachów.
Skończyło się na tym, że przed jedenastą byłam już na dobre na nogach. Pożegnałam się z Willem, wybierającym się do pracy (co było nowością) i przywitałam z Hannibalem, który miał kilka godzin wolnego (co również często się nie zdarzało). Powiedział, że dwoje z jego pacjentów odwołało wizyty, po czym wspomniał coś o idealnej okazji do załatwienia spraw na mieście i zostawił mnie samą. Obaj mieli wrócić wieczorem.
Nie narzekałam. Potrzebowałam czasu bez ciągłego nadzoru.
Zabrałam kieszonkowe, ubrałam się w coś wygodnego, po czym wsiadłam do Mini. Zrobiłam prawo jazdy w czasie moich rocznych wakacji i udało mi się je zdać zaledwie za drugim razem, więc namówiłam Hannibala, by kupił mi jakiś niewielki samochodzik. Spodziewałam się używanego priusa, gdy na podjeździe zobaczyłam cudowny, zielono-czarny samochodzik. Nie jeździłam nim zbyt często, ale kiedy chciałam wybrać się choćby na zakupy do Waszyngtonu, był niezwykle przydatny.
Z ręką na sercu przyznaję, że chciałam jedynie podjechać do stolicy, spędzić pół dnia w galerii handlowej, kupić sobie jakąś ładną sukienkę, zjeść mrożony jogurt, może lody...
Kiedy wjechałam w lasy okalające Wolf Trap, zdałam sobie sprawę, że okłamywałam sama siebie.
Zaparkowałam w bezpiecznej odległości od domu Willa. Wiedziałam, że nie powinnam tam wchodzić, że te wszystkie tajemnice, jakie przed sobą chowamy, są bez sensu... Nie zmusiłam się do tego, by wysiąść z samochodu. Obserwowałam dom z oddali, zarzucając go niemymi pytaniami, jakby to on był winien moich przyszłych i obecnych życiowych problemów. A tych zbierało się coraz więcej.
Miałam już odpalić samochód i zawrócić, kiedy zauważyłam, że wokół domu nagle zaczęły biegać psy.
Z początku pomyślałąm o tym, jakie to smutne, że Will musiał zostawić je tu całkiem same, aż w końcu zdałam sobie sprawę, że ktoś musiał je wypuścić. Will nigdy nie przeoczył by czegoś takiego i nie zostawiłby ich na zewnątrz.
Uparcie wpatrywałam się w szyby, chcąc dostrzec jakiegoś dzieciaka z okolicy, który za drobną opłatą mógłby zajmować się psami, a ja mogłabym nie wiedzieć o takich szczegółach.
Widziałam ruch, którego nie mogłabym dopasować do nastolatka. Ktoś chodził powoli, jakby urywanie.
Czekałam w samochodzie prawie godzinę, kiedy w końcu osoba zaczęła wołać psy do środka.
Znałam ten głos i znałam tą twarz.
Wróciłam później, niż Hannibal. Sama miałam coś do załatwienia na mieście, nie mogłam po prostu zawrócić i ścigać się z czasem, by nie zauważyli mojej nieobecności, więc podeszłam do sprawy inaczej.
- Nie uwierzysz... Zgadnij kto chciał pojechać do galerii w Waszyngtonie, ale przez nieuwagę zjechał z obwodnicy w jakąś kompletnie dziwną dzielnicę? Błądziłam tam chyba ze dwie godziny, koszmar. Kiedy spytałam o drogę, kobieta podała mi jakieś zupełnie złe wskazówki, mój telefon postanowił się rozładować, bo po co mi nawigacja w takich chwilach... Z początku to było zabawne, ale w końcu trafiłam na powrotną. Byłam już na siebie taka zła, że stwierdziłam, że podskoczę tylko do marketu, zrobiłam zapas lodów, bo widziałam, że nam się kończy. - Przewróciłam oczami, rzuciłam kluczyki na stół i rozbierałam się w trakcie mojej opowieści.
- Nie miałaś ładowarki do gniazda zapalniczki? - Zdziwił się Hannibal.
- Została w twoim Bentleyu, jak robiliśmy ostatnio zakupy. Właśnie, dasz mi kluczyki? Muszę jej bardziej pilnować. - Pokręciłam głową.
Nie miałam zamiaru mówić żadnemu z mężczyzn, że wiem kto zajmuje stary dom Willa. Czekałam, aż sami mi o tym powiedzą. Z resztą, to nie było jedyne, co przed nimi ukrywałam.
Zajrzałam do samochodu Hannibala tylko po to, by spojrzeć na licznik. Nie był na mieście, był o wiele dalej. Szybko się uwinął.
Zabrałam swoją ładowarkę i wróciłam do salonu czym prędzej.
Rozpakowałam zakupy i wróciłam do sypialni. Miałam ochotę odpalić słabą, tandetną komedię romantyczną i rozmyślać nad tym, dlaczego u Willa bywał psychiatra, który wcześniej badał mnie dla FBI.
Zamiast tego znów zwinęłam się w kłębek i zasnęłam, nim zdążyłam wymyślić co chciałabym obejrzeć.
Hannibal mówił, że mój rozregulowany zegar biologiczny powinien ustabilizować się po dwóch tygodniach brania tabletek. Nie wiedział, że nie planowałam ich brać. Lada dzień zacznie go martwić to, że nadal tracę przytomność o najdziwniejszych porach, a gdy ją odzyskuję jestem poirytowana, obolała i cudowny, intensywny zapach jego potraw mnie odstręcza. Lada dzień się zorientuje, że ukrywam przed nim nie tylko wyrzucanie tabletek, ale i niezużytych produktów higienicznych. Lada dzień będę musiała im powiedzieć, ale nie dzisiaj.
Etykiety:
Abigail Hobbs,
OMGKACEYROHLMINSTAGRAM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
TAK SŁODKO <3
OdpowiedzUsuńALE CZY WILL NIE JEST TROCHĘ ZA MŁODY NA DZIADKA? XD
OdpowiedzUsuńSkąd wiesz, że nie jest ojcem? Huehuehue
OdpowiedzUsuń