czwartek, 29 maja 2014

Nie przeszkadzało mi ani zimno panujące w celi, ani fakt ze znajdowałem się za kratami. Byłem zbyt pochłonięty innymi problemami. Chociażby walką z tym by nie stracić przytomności. Ból był trudny do zniesienia, zwłaszcza gdy nie odczuwałem go miesiącami bo wolałem łykać nie do końca rozsądne ilości tabletek.
O opiatach mówiąc... Nie miałem ich w ustach od niecałej doby, a już dłonie drżały mi gdy ocierałem zimny pot z czoła i karku. Wiedziałem, ze to dopiero początek, ze w krotce mogę przestać nad sobą panować i przeistoczyć się w mokra plamę błagająca o leki, niczym narkoman na głodzie. A może nie byłem nikim więcej?
Leki to nie jedyna rzecz, jakiej nie przełknąłem. Odmówiłem posiłku, bo po pierwsze nijak nie wpisywał się w moja rygorystyczną dietę, a po drugie wiedziałem ze to jedynie zaostrzy ból.
Leżałem w bezruchu wpatrując się w sufit i całą siłę poświęcałem temu, by odsunąć myśli od tego ohydnego miejsca.
Kiedy zamykałem oczy znajdowałem się w  Wolf Trap. Miałem na sobie miękka flanelowa koszule, pachnąca kawa i psami i Willem.
Pragnąłem przesiąknąć jego zapachem, przesiąknąć nim, być przez niego oznaczonym, należeć do niego.
Nie wiedziałem jak to się stało, że mężczyzna który tak mną gardził zdołał okręcić mnie sobie wokół palca. Zawsze mnie fascynował, to prawda, ale nie spodziewałem się, że kiedykolwiek połączy nas coś więcej.
Nie zmrużyłem oka całą noc, poświęcając się głównie rozmyślaniu o tym, czy mam jakiekolwiek szanse wyjść stąd z godnością. Rano przekonałem się, że straciłem godność z chwilą, z jaką odebrali mi tabletki przeciwbólowe.
Agent FBI wyprowadził mnie z celi. Mogłem wziąć prysznic i odmówić kolejnego posiłku nim odprowadzili mnie do sali widzeń. Spodziewałem się konfrontacji z Jackiem, albo co gorzej, z Hannibalem, ale zamiast tego ujrzałem kogoś bliskiego, kto nigdy nie był ode mnie tak daleko jak w tej chwili, siadając po drugiej stronie stołu.
- Jesteś zadowolony, z tego co zrobiłeś? - Spytał Will oschle.
Bolało. Odruchowo chciałem złapać się za brzuch, skulić się, przybrać żałosną postawę obronną ale łańcuch powstrzymał mnie przed tym.
- Will posłuchaj mnie… przypomniałem sobie, jeszcze nie wszystko ale przypomniałem sobie. Powinieneś się pakować, Hannibal jest niebezpieczny. Pieprzyć mnie, ale ty i Abigail… - Pokręciłem głową, czując że wzbiera we mnie panika
- Nie musisz wciskać mi tego, co Jackowi. - Will spojrzał na mnie z pogardą. - Chyba miałem cię za kogoś innego.
- Will, do jasnej cholery. - Jęknąłem. - Nie jesteś bezpieczny. Nie wybaczę sobie jeśli on Cię skrzywdzi… Nie zniosę takiej myśli, rozumiesz?
Chciałem zapaść się pod ziemię, ukryć twarz w dłoniach ale moje ruchy były zbyt ograniczone.
- Hannibal nie jest… - Nie mogłem tego słuchać. Przerwałem mu, teatralnym szeptem.
- Willu Arthurze Grahamie. Ty skończony idioto. Kocham Cię, nie rozumiesz tego?

1 komentarz: