poniedziałek, 5 maja 2014
Może i byłam naiwna, ale nie byłam aż tak głupia. Jasne, w porównaniu do tych dwóch geniuszy z którymi mieszkałam trudno było mi wywrzeć jakkolwiek dobre wrażenie. Nie znaczyło to, że nie wiedziałam, że coś się święci.
Miałam wyrzuty sumienia po tym jak niechcący nasłałam Crawforda na Willa, ale tuż po tym jak moi przybrani tatusiowie przekroczyli próg wiedziałam, że coś się święci. Will nie był zły, był poddenerwowany. Hannibal próbował ukryć irytację, ale jego ruchy były bardziej opanowane niż zwykle i wyczułam napięcie, między nimi.
Chciałam dowiedzieć się wprost co takiego wydarzyło się w Wolf Trap, ale zbyli mnie grzecznie. Zdołałam tylko przytulić się do Willa, szepnąć ciche przepraszam i pozwolić mu odmaszerować do sypialni.
Coś było nie tak.
Krótki kontakt z mężczyzną nie wiedzieć czemu przypomniał mi pobyt na przesłuchaniach. Tak, jakby ulotny, delikatny zapach na jego skórze postanowił wyciągnąć ze mnie wspomnienia, jakie chciałam stłumić. Nie czułam jednak ostrej nienawiści do agenta Crawforda, to było coś innego. Ktoś inny. Ktoś, kto rozmawial ze mną, oznaczając krzyżyki w ankiecie. Ktoś, kto nie do końca chciał wierzyć, że nie współpracowałam z ojcem przy morderstwach tych wszystkich dziewczyn. Nie pamiętałam kto.
Nie potrafiłam uporządkować skojarzeń. Dominowała ciekawość i irytacja, głównie na siebie.
Postanowiłam wrócić do siebie i próbować zasnąć.
Kilka godzin czytałam. Później zasnęłam, a raczej straciłam przytomność na godzinkę, nim obudził mnie widok siebie w weneckim lustrze, w pokoju przesłuchań. Stwierdziłam, że przed trzecią i tak nie zmrużę oka, więc równie dobrze mogę znaleźć w lodówce coś smacznego i przesiedzieć trochę czasu przed zgaszonym kominkiem.
Dopadłam mały kubełek lodów Ben&Jerry (niestety skończyły się już ciasteczkowe i musiałam zadowolić się tymi o smaku tarty cytrynowej), owinęłam się kocem i siedziałam w salonie, patrząc na księżyc rzucający swoje srebrzyste światło na sąsiedztwo.
Kroki nie oderwały mnie od rozmyślań.
- Hannibal wspominał, że dał ci leki nasenne. - Will usiadł obok mnie.
- Działają. Jestem senna. - Wzruszyłam ramionami. - Może sam powinieneś ich spróbować?
- Wolę zachować przytomny umysł.
Zapach, który wcześniej na nim czułam znikł kompletnie. Chyba dopiero wyszedł spod prysznica, miał jeszcze wilgotne włosy. Nie traciłam jednak nadzieji na to, że dowiem się co takiego robił...
- Przepraszam Will. To przeze mnie Crawford zorientował się gdzie jesteś. Dzwoniła jakaś jego podwładna, opowiadała mi bajki o tym, że jest twoją starą znajomą. Miriam jakośtam. Wygadałam się. Dopiero Hannibal powiedział mi co takiego zrobili. Wiesz, że zwykle trzymam język za zębami w tych sprawach. - Przwróciłam oczami.
- Nie było tak źle. Jack od jakiegoś czasu prosi o moją pomoc, zdecydowałem, że zapoznam się z nowymi dowodami. - Powiedział cicho. Oparłam głowę na jego ramieniu.
- To dlatego unikasz domu? Zastanawiałeś się nad powrotem do pracy i potrzebowałeś czasu dla siebie, by to przemyśleć? - Wkładałam mu w usta słowa, na któe przytakiwał zbyt ochoczo. - To dlatego Hannibal jest zły?
- Wiesz co on myśli o moim powrocie do pracy... - Westchnął.
- Aż za wiele.
Ostatnio podejrzewałam, że Will siedzący w domu po prostu jest dla niego praktyczny. Przy kimś tak uwielbiającym kontrolę jak Lecter, nie było łatwiejszego sposobu na spełnienie swoich potrzeb.
- Przejdzie mu. - Powiedziałam pewna siebie. - Jeśli tylko udowodnisz mu, że sobie z tym radzisz.
Skinął głową. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, kiedy zajadałam się lodami.
- Mogę o coś zapytać?
- Właśnie to zrobiłaś.
Przewróciłam oczami.
- Zastanawiałam się poważnie nad wyborem studiów. - Uśmiechnęłam się - Wymyśliłam, że skoro chciałabym mieć wiedzę medyczną, pracować w psychiatrii, a lekarka byłaby ze mnie żadna... może mogłabym być pielęgniarką?
Etykiety:
Abigail Hobbs,
Happy dysfunctional familly
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Abi bedzie taka slodka pielegniarka (^_^*)
OdpowiedzUsuń