Kilka dni spędzonych w samotności, nie licząc oczywiście towarzystwa psów, znów sprawiło, że popadałem w paranoję. Źródłem każdego dźwięku był rozpruwacz, nie potrafiłem zasnąć na dłużej niż kilkanaście minut. Kiedy już zamykałem oczy zdawało mi się, że tonę w gęstej, lepkiej, gorącej krwi. Kiedy nadeszła czwarta i stwierdziłem, że i tak nie zasnę już do rana poszedłem wziąć prysznic. Potrzebowałem chwili spokoju i bezpieczeństwa. Stałem, ze złożonymi rękami, oparty o ścianę i pozwoliłem przez chwilę, ale jedynie krótką chwilę popłynąć łzom. Mieszały się ze strumieniem wody i znikały tak szybko, jak się pojawiały.
Owinąłem się ręcznikiem i udałem się do sypialni, żeby wybrać świeże ubrania. Na poranną kawę było jeszcze zbyt wcześnie, więc wziąłem leki i położyłem się na kanapie trwając w tym męczącym półśnie jeszcze przez jakiś czas.
Sam nie wiem kiedy odpłynąłem, ale obudziło mnie ujadanie psów. Później wszystko działo się zbyt szybko i było zbyt surrealistyczne, bym mógł zareagować racjonalnie.
Ktoś wyważył drzwi, psy rozpierzchły się na dźwięk przeładowywanej broni, a gdy rozejrzałem się wokół trzech agentów FBI stało nade mną, celując mi między oczy.
- Dostaliśmy informacje z anonimowego źródła na temat miejsca twojego pobytu. - Jack Crawford powoli czytał mi listę zarzutów, od których przez połowę czasu chciałem się roześmiać, a przez drugą było mi niedobrze. Powtarzałem, że to niedorzeczne, nadal będąc w szoku. Byłem przykuty do stołu, ubrany w pomarańczowy więzienny uniform i pozbawiony absolutnie wszelkiej godności.
- Mam prawo do telefonu. - Powiedziałem cicho. Miałem ochotę się poddać, ale musiałem choć skontaktować się z Willem.
zło zło zło zło zło zło zło zło
OdpowiedzUsuń