środa, 23 kwietnia 2014
- Zaczekaj... - Wstałem i położyłem dłoń na ramieniu Willa, by go zatrzymać. Utkwił we mnie te niedorzecznie niebieskie oczy, co nie było częstym widokiem. Tym trudniej było mi oderwać od nich wzrok.
- Chciałem tylko powiedzieć, że... dziękuję Ci za ten wieczór. - Głos zadrżał mi nieco, ale starałem się to ukryć. Zwykle ukrywałem swoje słabości pod płaszczem arogancji, lub ironii, ale nie tym razem. Tym razem ugryzłem się w język, byłem cichy. Moja dłoń zsunęła się z jego ramienia, gładząc jego plecy nim ją cofnąłem.
- Nie masz za co, naprawdę. To był miły wieczór. - Mężczyzna skinął głową.
Mój wzrok spoczął na jego ustach. Zastanawiałem się jak smakują, a moja wyobraźnia z łatwością odpływała dalej, ku odważniejszym fantazjom. W większości z nich występowała jakaś forma krępowania.
"Cholera, Frederick, opanuj się." Skarciłem się w myślach.
- Gdybyś chciał jeszcze kiedyś zruinować się emocjonalnie dzięki Broadway'owi wiesz gdzie mnie szukać. - Zażartowałem.
- Będę pamiętał, żeby następnym razem zabrać chusteczki.
- Spokojnie, poszukam nam na jutro jakiejś komedii. - Wypaliłem.
Chciałem widzieć go jutro. Ba, chciałem widzieć go dziś wieczorem. Prawdę mówiąc w ogóle nie podobał mi się fakt, że musiałem się z nim pożegnać i byłem przy tym potwornie oczywisty. Wydarzenia, które doprowadziły mnie do Wolf Trap sprawiły, że doceniałem jego obecność jak nigdy wcześniej. Miały też skutek uboczny w postaci znacznego spadku mojej pewności siebie, a to połączenie sprawiało, że zachowywałem się tak niedorzecznie. Potrzebowałem jego uwagi, ale wstydziłem się o nią zabiegać. Pozostało mi jedynie przeciągnie w nudną nieskończoność tego pożegnania.
Etykiety:
Dr Frederick Chilton
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No ale jakoś się to pożegnanie będzie musiało skończyć...
OdpowiedzUsuń