piątek, 25 kwietnia 2014
Wstałem jakoś po piątej, mając dość męczących wizji, jakie podsuwała mi podświadomość. Białe ściany pokryte krwią, pobladłe dłonie pokryte krwią, moje kroki zostawiające krwawe odciski...
Obudziłem się zlany potem, nie mogąc chwilę złapać oddechu. Nie widziałem zbyt ostro, nie mogłem zebrać myśli, ani uspokoić się przez chwilę. Słyszałem ujadanie pod drzwiami pokoju gościnnego, aż w końcu któryś z psów naskoczył na klamkę i wszedł do środka, czujny. Winston.
Wskoczył na łóżko i położył się tuż obok mnie, podsuwając pysk pod moje dłonie. Głaskałem go chwilę, starając się kontrolować oddechy. Panika mijała wyjątkowo niechętnie.
Zaraz po Winstonie wpadła do mnie reszta stada, obsiadając mnie dookoła i sprawdzając, czy wszystko ze mną w porządku.
Ich obecność mi pomagała. To były wyjątkowo wyrozumiałe stworzenia. Cierpienie, jakiego doświadczyły, nim przygarnął je Will wykształciło w nich wiele cierpliwości i miłości do ludzi.
Uspokoiłem się po kilku chwilach. Czułem się nieczysty, odrażający, czułem ciemne piętno, jakie wywarł na mnie morderca, ale byłem w stanie funkcjonować.
Mniej lub bardziej na autopilocie.
Narzuciłem szlafrok. Połknąłem tabletki. Nakarmiłem psy.
Odchaczałem kolejne zadania z niewidzialnej listy. Poranna rutyna pozwalała mi zachować poczucie kontroli nad własnym losem, choćby pozorne.
Zrobiłem sobie kawę (ciemna, podwójny cukier) i kanapki. Wypuściłem psy. Usiadłem w salonie, włączyłem laptopa i sprawdziłem wiadomości, jedząc śniadanie. Gdzieś był wypadek drogowy, jakiś polityk powiedział coś głupiego, inny obiecywał zbyt dużo. Nic nowego.
Aż w końcu zauważyłem, że strona jednego z popularnych dzienników linkuje artykuł z tattlecrime.com.
"Rzeźnik z Chesapeake, po drugiej stronie maski. Kim naprawdę jest Frederick Chilton?"
Odstawiłem kubek, obwiając się, że wyleję zawartość, jeśli zacznę czytać, popijając beztrosko. Z resztą, dłonie zaczęły mi drżeć.
Na stronie widniało moje zdjęcie, zrobione podczas jednego z wywiadów dla czasopisma studentów Uniwersytetu Maryland z okazji opublikowania jednej z dość śmiałych prac na temat wykluczania problemów neurologicznych u pacjentów z podejrzeniem zaburzeń z zakresu psychopatii. Lubiłem to zdjęcie. Miałem na sobie garntowy, doskonale skrojony garnitur i uśmiechałem się, pewny siebie, ale bez przesadnej dumy.
W miarę czytania artykułu zaczynałem nienawidzić to zdjęcie bardziej i bardziej. Nie zdołałem dojść do końca. Kiedy Freddie Lounds powołała się na nasze... osobiste doświadczenie z Abelem Gideon'em i zasugerowała, że być może pragnął on jedynie zemsty na człowieku, który wrobił go w morderstwa, poczułem jak robi mi się niedobrze.
Zamknąłem przeglądarkę i w pośpiechu ruszyłem do łazienki. Potrzebowałem zmyć z siebie całą tą wyimaginowaną krew, którą wszyscy pragnęli mnie pokryć, by usprawiedliwić zlinczowanie mnie.
Prysznic był wyjątkowo gorący, pokrył moją skórę bladoróżowymi śladami, ale lekki ból mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, poddawałem się mu, a on rozluźniał moje ciało. Stałem tam nie wiem jak długo.
Czułem, że odzyskuję spokój ducha, gdy mimowolnie zacząłem nucić.
"Someone to hold you too close, someone to hurt you too deep..."
Nie przestałem śpiewać, gdy w samych jeansach wyszedłem z łazienki, udając się do sypialni Willa po jakąś czystą koszulę z szafy.
"But alone... is lone, not alive."
- Mam nadzieję, że nie przyjechałem za wcześnie. - Will wszedł do domu, obładowany zakupami. Zamknąłem się natychmiast.
Zamiast być wyjątkowo samoświadomym w tej sytuacji, nie dałem mu czasu na reakcję. Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi podszedłem do niego, przyciągnąłem do siebie i pocałowałem tęsknie.
W końcu lubiłem podejmować rozmowę dokładnie tam, gdzie ostatnio ją skończyłem.
Etykiety:
Dr Frederick Chilton
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
omg omg omg <3
OdpowiedzUsuń