Wyszedłem z domu, zrobiłem duże zakupy i pojechałem do mojego dawnego domu. Wszyscy myśleli, że jeżdżę tam często, żeby odwiedzać psy, których Hannibal niestety nie pozwolił mi zabrać ze sobą przy przeprowadzce. Odwiedzałem jednak kogoś jeszcze.
W moim domu ukrywał się doktor Chilton. Został wrobiony w kilka morderstw, a mój dom był najlepszą kryjówką. Wszyscy sądzili, że się nienawidzimy, więc nikomu nie przyszłoby go głowy, że mogę mu pomagać. A dzięki psom, moje wyjazdy do Wolf Trap nie budziły żadnych podejrzeń.
Gdy wszedłem, przywitał mnie widok wyciągniętej w moim kierunku broni. Gdy Frederick zobaczył, że to tylko ja, schował pistolet i westchnął z ulgą.
- Przyniosłeś mi jakieś ciekawe wieści ze świata? - spytał.
- Ciekawe wieści? No cóż nadal jesteś poszukiwany - odparłem, zanosząc zakupy do kuchni. - Ale FBI powoli sobie odpuszcza, uważają, że uciekłeś za granicę i zrzucili robotę na Interpol. Poza tym, kupiłem ci jedzenie.
- Dzięki - powiedział, wyciągając jedzenie ze zrywek. - O, babeczki. - Uśmiechnął się szeroko. Od razu zabrał się do jedzenia, ignorując resztę zakupów. Rozpakowałem je sam, po czym nastawiłem wodę na kawę. On natomiast w niesamowitym tempie pochłaniał babeczki. To było niezwykłe, wystarczyło kupić mu trochę słodyczy, aby zobaczyć szczęście w jego oczach. Tak jakby ciastko miało moc zlikwidowania wszystkich jego problemów.
Gdy woda się zagotowała, zalałem kawę i wyszedłem do drugiego pokoju, zostawiając Chiltona sam na sam ze słodyczami.
W moim domu ukrywał się doktor Chilton. Został wrobiony w kilka morderstw, a mój dom był najlepszą kryjówką. Wszyscy sądzili, że się nienawidzimy, więc nikomu nie przyszłoby go głowy, że mogę mu pomagać. A dzięki psom, moje wyjazdy do Wolf Trap nie budziły żadnych podejrzeń.
Gdy wszedłem, przywitał mnie widok wyciągniętej w moim kierunku broni. Gdy Frederick zobaczył, że to tylko ja, schował pistolet i westchnął z ulgą.
- Przyniosłeś mi jakieś ciekawe wieści ze świata? - spytał.
- Ciekawe wieści? No cóż nadal jesteś poszukiwany - odparłem, zanosząc zakupy do kuchni. - Ale FBI powoli sobie odpuszcza, uważają, że uciekłeś za granicę i zrzucili robotę na Interpol. Poza tym, kupiłem ci jedzenie.
- Dzięki - powiedział, wyciągając jedzenie ze zrywek. - O, babeczki. - Uśmiechnął się szeroko. Od razu zabrał się do jedzenia, ignorując resztę zakupów. Rozpakowałem je sam, po czym nastawiłem wodę na kawę. On natomiast w niesamowitym tempie pochłaniał babeczki. To było niezwykłe, wystarczyło kupić mu trochę słodyczy, aby zobaczyć szczęście w jego oczach. Tak jakby ciastko miało moc zlikwidowania wszystkich jego problemów.
Gdy woda się zagotowała, zalałem kawę i wyszedłem do drugiego pokoju, zostawiając Chiltona sam na sam ze słodyczami.
Nie zdążyło minąć dużo czasu, gdy wpadł z pytaniem:
- Kupiłeś jeszcze coś słodkiego?
Moją jedyną odpowiedzią było zaśmianie się.
- Coś nie tak? - spytał.
- Nie, po prostu jesteś cały w tych babeczkach. Poza tym, wystarczy słodyczy na dziś. Zjedz sałatkę.
- Kupiłeś jeszcze coś słodkiego?
Moją jedyną odpowiedzią było zaśmianie się.
- Coś nie tak? - spytał.
- Nie, po prostu jesteś cały w tych babeczkach. Poza tym, wystarczy słodyczy na dziś. Zjedz sałatkę.
Sałatkę? A jak się poplamię?
OdpowiedzUsuń