niedziela, 20 kwietnia 2014

...

Zorientowałem się, że Will kieruje się już w stronę drzwi.
- Beznadziejny ze mnie towarzysz, przepraszam. - Westchnąłem, siadając na kanapie. - Po prostu nie potrafię zmrużyć oka odkąd... - Wyciągnąłem z kieszeni blister i połknąłem kapsułkę. Nie byłem najlepszy w radzeniu sobie z chronicznym bólem i całą resztą.
- Cierpisz na bezsenność? - Mężczyzna spojrzał na mnie z czymś, co mógłbym nazwać troską, gdybym oczywiście nie wiedział, że zbyt mną pogardza, by okazywać takie uczucia.
"Wcześniej też pewnie się ze mną tylko drażnił."
- Niezupełnie. Po prostu obawiam się, że twój przyjaciel Crawford postanowi złożyć ci wizytę. - Odparłem. Nie chciałem pokazywać mu, jak bardzo odbiła się na mnie cała ta sytuacja.
- Crawford wie, że się przeprowadziłem. Wie też, że nie mam ochoty na powrót do tej pracy. - Pokręcił głową, z lekką irytacją na samo wspomnienie agenta.
- Tym bardziej może chcieć wywrzeć na tobie presję stosując element zaskoczenia. Odmówiłbyś mu, gdyby wpadł tu w środku nocy, chwytając się ciebie jak ostatniej deski ratunku, mówiąc coś o pięciu, siedmiu ofiarach? - Zastanawiałem się na głos.
- Nie jestem jego kołem ratunkowym. Już nie. - Will zrobił kilka kroków w moją stronę, psy natychmiast zeskoczyły, robiąc mu miejsce na kanapie.
Pokiwałem głową i podwinąłem rękawy koszuli, która była na mnie nieco za duża. Wpadłem do Willa jedynie z jedną zmianą ubrań, a powrót do domu po więcej był misją samobójczą, więc ten użyczył mi części swoich. Były nie na wymiar, powyciągane we wszystkich niewłaściwych miejscach, przesiąknięte na zawsze jego tanią wodą kolońską, a co najważniejsze - niesamowicie wygodne.
- Nie zrozum mnie źle, Will. Czuję się tu bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie, na ile tylko mogę się czuć w tych beznadziejnych okolicznościach. Ale nie jestem aż tak naiwny, jak wszyscy sądzicie... - Zawiesiłem głos. - Wiem, że nie tylko FBI chce mnie znaleźć. - Westchnąłem ciężko.
- Po co Rozpruwacz miałby Cię zabijać? Potrzebuje kogoś, kogo może wrobić w swoje zbrodnie. - Myślał chłodno. Logicznie. Niemal przeszedł mnie dreszcz, kiedy tak kalkulował opłacalność mojego życia dla jakiegoś psychopaty.
- Zabijać? Skądże. Wykurzyć z ukrycia? Prawdopodobne, czyż nie? - Chciałem ukryć twarz w dłoniach, ale zamiast tego, przeczesałem palcami włosy i westchnąłem ciężko.
Zdawałem sobie sprawę iż część z tego co odczuwam, to efekt przebytej traumy. Świadomość nie pomagała jednak przezwyciężyć lęków.
Will przysiadł się obok z wahaniem, nie wyraźniejszym niż to, które towarzyszyło większości jego zachowań.
- Przepraszam. Jak zwykle jestem narzekającym dupkiem. Już się zamykam. - Rzuciłem.
- Właściwie od kilku tygodni udaje Ci się - i to z niezłym skutkiem - nie być dupkiem. - Zaśmiał się Will.
Chyba nigdy nie słyszałem, żeby się śmiał, tak bez gorzkiej ironii.
Rozluźniłem się.
- Może podtrzymam dobrą passę, podzielę się zapiekanką i obejrzymy... cokolwiek zakolejkowałem na netflixie? 
- Powinienem właściwie wracać...
- Nie daj się prosić, Will. Jak mam ćwiczyć nie-bycie-dupkiem, jeśli całymi dniami siedzę sam?

2 komentarze:

  1. Wiedziałem! To znaczy... To miło, że zostaniesz. Pośmiejemy się z tanich kryminałów, czy coś.

    OdpowiedzUsuń