Byłem zmęczony. Na tyle zmęczony, aby doświadczać tej dziwnej nierealności świata, która zazwyczaj pojawia się po kilku nieprzespanych nocach, i która w tej chwili ze zwyczajnej burzy uczyniła jakieś surrealistyczne zjawisko. Ale nie na tyle zmęczony, aby zasnąć. Przewracałem się z boku na bok. Światło błyskawic co chwila wkradało się do sypialni, zmuszając cienie przedmiotów do niepokojącego tańca. Zasłony w żaden sposób go nie powstrzymywały. Przynajmniej okna były na tyle szczelne, że zatrzymywały większą część hałasu czynionego przez grzmoty.
Ciężko było stwierdzić, ile czasu leżałem. Przy trudnościach z zasypianiem każda sekunda ciągnie się w nieskończoność. Coraz bardziej zdenerwowany, postanowiłem spróbować tradycyjnej metody liczenia. Nie próbowałem oczywiście liczenia owiec, czy jakichkolwiek innych zwierząt, to było infantylne. Po prostu, liczyłem. Nie wychodziło mi to zbyt dobrze, zaraz powyżej jedenastki gubiłem się i zaczynałem od początku. To, zamiast uspokajać, irytowało mnie jeszcze bardziej.
W końcu stwierdziłem, że przecież będę mógł się przespać rano i przestałem próbować zasnąć. Poszedłem do łazienki i obmyłem twarz zimną wodą, aby pozbyć się poczucia odrealnienia. Z kuchni wziąłem butelkę wody mineralnej i skierowałem się do salonu. Abigail siedziała tam na kanapie.
- Zły sen? - spytałem, a ona przytaknęła i zrobiła mi miejsce na kanapie. Gdy usiadłem, ona położyła swoje stopy na moich kolanach. To było trochę niekomfortowe, ale nic nie powiedziałem, nie chcąc jej urazić. Opowiedziała mi swój sen. Pojawił się w nim jej ojciec. Czasem zapominałem, że nie jestem jedyną osobą, na którą ta sytuacja wpłynęła - i nadal ma wpływ. A jednak, Abigail, której jednego dnia zawalił się cały świat, radziła sobie znacznie lepiej niż ja.
- Jeśli chcesz, mogę z tobą pomilczeć do rana - powiedziała, uśmiechając się do mnie lekko.
- Albo możemy porozmawiać. Jeśli chcesz... - stwierdziłem.
- A ty, chcesz ze mną o czymś porozmawiać? - spytała, odwracając całą sytuację i znów powodując u mnie pewien dyskomfort. Abigail była dla mnie bardzo ważna, ale czasem... Często. Często przekraczała moje granice.
- Chętnie z tobą porozmawiam - zacząłem. - O ile przestaniesz stosować na mnie te psychologiczne sztuczki, które podpatrzyłaś u Hannibala - odbiłem piłeczkę, uśmiechając się do niej, aby miała pewność, że moje słowa nie miały brzmieć złośliwie. Uśmiechnęła się w odpowiedzi i nie odzywała się przez dłuższą chwilę, więc uznałem, że powróciliśmy do pomysłu pomilczenia razem.
Obudowałeś się takim murem, że trudno się nawet przytulić nie łamiąc twoich granic.
OdpowiedzUsuń