- Czekasz na mnie? - Nieznajoma nie wydawała się być przesadnie zaskoczona tym faktem.
- Zdaje się, że to ty wysunęłaś propozycję romantycznego wieczoru z Chandlerem? - Zachęciłam ją, unosząc w dłoni butelkę z adwokatem. - Poza tym, nie uważam, żeby on sam zdołał zapewnić mi towarzystwa na tyle, żebym nie zasnęła po drugim odcinku.
- Od trzeciego akcja naprawdę się rozkręca, nie powinnaś się tak szybko poddawać. - Odcięła się, otwarcie lustrując mnie wzrokiem.
- Kto twierdzi, że się poddaję? - W końcu po coś czekałam pod tym sklepem. - Więc jak? Dwudziesta u mnie? - Wsadziłam rękę do kieszeni i chwilę ją przeszukiwałam, nim trafiłam na wizytownik.
Niewielka, kremowa kartka, z prostym "Mgr Adrienne Hunt, Kustosz; Galeria sztuki współczesnej." pod spodem adres i numer telefonu. Byłam od roku na urlopie zdrowotnym, ale wizytówki nadal się przydawały.
- Nie zacznij jeść lodów beze mnie. - Zastrzegła.
- Weź ze sobą Grantsa. - Rzuciłam, po czym puściłam jej oczko i ruszyłam w swoją stronę.
Musiałam pozbyć się rodziny przed dwudziestą, a to nie było proste. Sama myśl o konfrontacji z kobietami przesiadującymi w moim salonie przyprawiała mnie o mdłości. Kolejny xanax, nieco okrężna droga i nim postawiłam stopę za progiem, mój umysł wypełniał cudowny biały szum.
- Gdzie się tak długo podziewałaś?! - Matka od razu miała zamiar zabrać mi zakupy, ale rzuciłam jej chłodne spojrzenie i sama wrzuciłam lody do zamrażarki. - Alkohol?
- Będę mieć gości wieczorem. - Ostrzegłam.
- Gości? Odwiedzi cię ten mężczyzna którego poznałaś w poczekalni u psychiatry?
- Ile razy mam ci powtarzać, że to był jego facet? Mają adoptowaną córkę i w ogóle... - Pokręciłam głową.
Matka oczywiście nie chciała tego słuchać, ale przynajmniej udało mi się pozbyć jej natarczywego oddechu znad mojego karku.
Udałam się do sypialni dzieciaków, pocałowałam każde z osobna i upewniłam się, że niczego im nie brakuje. Moja siostra była skarbem, jeśli chodziło o zajmowanie się nimi.
- Ad, muszę już uciekać, pogadam z tobą jutro na skype, co? - Usłyszałam ją na korytarzu.
- Jasne. Dasz radę odwieźć mamę? - Poprosiłam.
- Nie ma sprawy. - Skinęła głową i pocałowała mnie w policzek. - Trzymaj się, kochana. - Dodała, zbiegając po schodach.
Zgarnęłam dwa ręczniki z szafki w pomieszczeniu, które służyło mi za pralnię, garderobę i skład różnych drobiazgów, po czym skierowałam się pod prysznic. Po raz pierwszy od kilku tygodni chciałam zrobić się na bóstwo z wyrachowanym zamiarem przelecenia najładniejszej dziewczyny, jaką widziałam w okolicy od dawna.
Doktor Lecter pewnie uznałby to za pierwszy objaw powrotu do normalności, ale nie ma mowy, bym mu o tym wspominała, bo nigdy nie zwiększy mi dawki leków. Biały szum był dla mnie zdecydowanie zbyt ważny.
Kiedy wchodziłam do kabiny usłyszałam sprzeczkę mamy i siostry, po czym dźwięk zamykanych drzwi frontowych i odjeżdżającego samochodu.
Chwilę po tym, kiedy już paradowałam w samym ręczniku po sypialni, wybierając bieliznę na wieczór zadzwonił telefon...
Mam nadzieję, że będzie wystarczająca ilość lodów i alkoholu <3
OdpowiedzUsuń