Nicholas nie wrócił jeszcze do domu z podróży do Miami. Miałam nadzieję, że świadczy to o tym, że dogadał się ze swoim ojcem. Może trochę niesprawiedliwie przedstawiałam Leonarda w ciemnych barwach... Obawiałam się, że to przeze mnie i przez to ograniczanie Nicholasowi kontaktu z ojcem, on teraz nie może ułożyć sobie życia. W końcu miał już dwadzieścia lat, powinien mieć jakąś dziewczynę, myśleć o przyszłości... Powinien się wyprowadzić, powinien przestać być za mnie odpowiedzialny. Od dawna radzę sobie dobrze. Będę musiała z nim o tym porozmawiać, gdy wróci - postanowiłam.
Tymczasem, popołudnia spędzałam w tej nowej księgarnio-kawiarni, mającej również zadowalający mnie wybór herbat. Siadałam zazwyczaj na największej poduszce, wyciągałam chusteczki i czytałam najbardziej wzruszające powieści, jakie tylko udawało mi się znaleźć.
Dziś jednak "moja" poduszka była zajęta. Wybrałam więc inną, fioletową,
nieco mniej wygodną, ale nadal znacznie lepszą niż krzesło, na którym
spędziłam kilka godzin w pracy.
Czytanie powieści o nieszczęśliwej miłości przerwał mi dźwięk telefonu.
- Cześć, mamo - powiedział Nicholas. - Mam nadzieję, że masz wystarczającą ilość jedzenia, aby przygotować kolację dla dwóch osób.
- To znaczy, że wracasz dzisiaj? - spytałam.
- Dokładnie. Jestem już w drodze. Będę przed dwudziestą. - Jego odpowiedź ucieszyła mnie, ale przypomniałam sobie, że lodówka jest pusta. Trochę zapominało mi się o kupowaniu jedzenia, zawsze, gdy byłam sama.
Uregulowałam rachunek i wybiegłam, aby zdążyć kupić jakieś mięso i makaron przed powrotem syna.
Kto pierwszy (na podusi) ten lepszy :D
OdpowiedzUsuń