Mężczyzna uniósł pytająco wzrok.
- Jeszcze chwilkę - mruknąłem, pomagając mu oswobodzić się z marynarki, jak na dżentelmena przystało. Już tylko rozpiąć ze dwa guziki pod szyją... - Teraz wyglądasz jak facet zapraszający na imprezę. - Położyłem skonfiskowane ubrania na oparciu kanapy i sam umiejscowiłem na niej tylną część pleców.
Clarence stał nadal w tym samym miejscu, patrząc nieufnie na swój niekompletny mundurek.
- Czuję się nagi - stwierdził, zajmując miejsce obok. Usiadł na tyle blisko, że ja też poczułem się obnażony, ale w nieco innym sensie.
Czasami miałem wrażenie, że moje myśli są na tyle intensywne, iż jedno spojrzenie wystarczy by wiedzieć, co mi chodzi po głowie. Od dziecka miałem na czole wypisane tłustym jaskrawoczerwonym drukiem: "WINNY".
- Teraz twoja kolej. - oznajmił.
Z początku nie wiedziałem, o co mu chodzi, po chwili namysłu jednak grzecznie zdjąłem cienką kurtkę i rzuciłem ją niedbale na kupkę ubrań.
- Może od razu zagrajmy w pokera rozbieranego? - Zażartowałem.
- Nie mam kart. - Przez chwilę mężczyzna wyglądał, jakby faktycznie rozważał taką opcję. - Może w butelkę? Mam butelki. - Uśmiechnął się figlarnie.
- To było trochę... monotonne. - Przygryzłem dolną wargę w zamyśleniu.
Nie patrz mu na usta. Pod żadnym pozorem nie patrz mu na usta...
Popatrzyłem.
- Ale stały partner to większe bezpieczeństwo. - Przeniosłem wzrok z ust na oczy w sama porę, by ujrzeć zmieszany wyraz jego twarzy. Clarence zaśmiał się nerwowo.
- Może przyniosę nam piwo? W butelkach.
Śledziłem go wzrokiem, kiedy znikał w kuchni, by wrócić z obiecanym nektarem studentów i alkoholików. Nie chciałem go zawstydzić. Od kiedy się poznaliśmy, z początku raczej nieświadomie poddawałem swoistym próbom
(w dużej mierze łysych mięśniaków i długowłosych wytatuowanych motocyklistów)
pewnie dostałbym w nos, mężczyzna tymczasem nic sobie z tego nie robił. Otworzył piwo i podał mi butelkę.
- Za co wypijemy?
- Za twoje skończone dzieło? - Zaproponował gospodarz.
- "Dzieło" to takie wielkie słowo - próbowałem udawać skromnisia, co raczej nie leżało w mojej naturze wkurzającego pedanta, ale osiagnąłem odpowiedni efekt.
- Bardzo mi się podoba. - Clarence uśmiechnął się szeroko, a ja patrzyłem na jego twarz z zachwytem, rozpływając się po kanapie jak kostka masła po rozgrzanej patelni.
Stuknąłem się z nim butelką.
- Za to, że ci się podoba.
Parę piw później, zaopatrzony w kawałek magherity opowiadałem już o tym, jak taksówkarz usiłował zabrać mnie na wycieczkę krajoznawczą po Miami, zupełnie jakbym nie znał większości dróg i zaułków lepiej od niego. Przejrzał na oczy dopiero kiedy chciałem wysiadać, tłumacząc się, że szybciej dotarłbym na miejsce pieszo. Wizja łatwego zarobku prysła jak bańka mydlana. Podobnie marzenie o sowitym napiwku od zielonego turysty.
- Może po prostu chciał cię wywieźć za miasto? - Alkohol wpływał destrukcyjnie na zahamowania mojego nowego znajomego. Dobrze.
- Na rozbieraneo pokera?
- Co z tym pokerem?
(Znowu sięgamy w rozmowie pewnych granic absurdu.)
- Nic. - Pokręciłem głową. - Dawno nie robiłem nic... ekscytującego.
Jeszcze chwila i przyznam ci się do zaniku mojego pożycia seksualnego.
- Kiedy robiłeś tatuaże? - Zainteresował się.
Już miałem powiedzieć, że nie o taki rodzaj rozrywek mi chodziło, ale ugryzłem się w język.
- Ostatni pół roku temu. - Wskazałem na lwa zdobiącego lewe ramię. Zwierzę rozwierało pysk w dzikim ryku, eksponując szereg ostrych zębów. Wspaniała robota, tatuaż przypominał bardziej wykonany z wielką dokładnością szkic, niż dzieło wizjonera zaopatrzonego w igłę.
- Dlaczego lew? - Mężczyzna dotknął wytatuowanej skóry, jakby chciał się upewnić, że to co widzi jest prawdą.
Spuściłem wzrok.
- Zapewne miałem jakiś ważny powód, ale na drugi dzień już go nie pamiętałem. - Była to tylko jedna z szeregu odważnych rzeczy robionych po pijaku, ale resztą niekoniecznie pragnąłem się chwalić przed facetem, który był na tyle nieodpowiedzialny, by pozwolić mi zająć się jego gniazdkiem.
Mężczyzna przyjrzał mi się z konsternacją.
- Nie martwi cię... że to ci zostanie? - Zabrzmiało to trochę jak słowa mamy ostrzegającej przed zdrapywaniem strupków. "Nie rób tak, bo zostanie ci blizna".
- Może martwiłoby mnie, jakbym obudził się z jakimś... "Kocham szynkę" na pośladku. - Roześmiałem się.
- Jeszcze jakieś tatuaże robiłeś pod wpływem chwili?
(A co ja kiedykolwiek w moim życiu zrobiłem po namyśle?)
- Pewnego razu po prostu wszedłem do salonu i oznajmiłem, że chcę tatuaż, którzy będzie do mnie pasował.
Clarence posłał mi pytające spojrzenie, na co zdjąłem koszulkę i odwróciłem się do niego plecami.
Jeszcze tylko rozepnij rozporek, spuść spodnie i pochyl się jednoznacznie, a MOŻE Clarence załapie jaką masz orientację.
OdpowiedzUsuńEj no, liczyłam na jakąś "akcję" XDDDDDD
OdpowiedzUsuń<3
Szkoda :<
Usuń