Gonitwę myśli w mojej głowie coraz trudniej było uciszyć.
Byłem zupełnie normalnym dzieciakiem. Miałem swoje miłostki, ale zawsze były to dziewczyny. Nigdy nie byłem w poważnym, stałym związku. Wolałem zajmować się nauką, tłumacząc sobie, że mam czas na założenie rodziny. W końcu, po co innego miałbym z kimś być, jeśli nie dla spełnienia tych prostych potrzeb miłości, przynależności i przedłużenia gatunku?
Nie przypominałem sobie, żebym kiedykolwiek choćby spojrzał na mężczyznę w podobnych kategoriach.
Nie byłem nieświadomy, po prostu uważałem homoseksualność za coś na tyle oczywistego, że nie trzeba było się nad tym zastanawiać dwa razy. No, może po tym jak dowiedziałem się, że profesor Suresh żyje w związku z jakimś Nowojorczykiem byłem zaskoczony, ale nic ponad to.
Byłem zupełnie normalnym facetem.
Do chwili, w której ten niedorzecznie atrakcyjny mężczyzna nie przekroczył progu mojego mieszkania.
- Aniołku. - Wyszczerzył się, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki. Poczułem, jakby rzeczywistość kopnęła mnie w brzuch. To zderzenie nie pozwoliło mi jednak oprzytomnieć. W jednej chwili uświadomiłem sobie wszystkie swoje niedoskonałości, na czele z tym, co zrobiłem ubiegłej nocy.
- Casey... wejdź, proszę. - Starałem się nie dać po sobie niczego poznać, żeby źle mnie nie zrozumiał.
Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że on w ogóle nie przejmuje się zakończeniem wczorajszego wieczora. Przekroczył próg i objął mnie czule.
Otoczyły mnie jego silne ramiona i cudowny zapach, któremu nie potrafiłem się oprzeć. Chwila słabości sprawiła, że wtuliłem się w niego mocno, kładąc głowę na jego ramieniu i trzymając go tak kilka długich chwil.
Przeszło mi przez myśl, że się narzucam, że pewnie on czuje się teraz niekomfortowo i, że powinienem go puścić, ale trudno było mi się na to zdobyć.
Potrzebowałem tej bliskości, niemego zapewnienia, że nie przekreśliłem wszystkich swoich szans.
W końcu Casey odsunął się ode mnie nieznacznie tylko po to, by mnie pocałować. Resztki samokontroli pozwoliły mi nie zatracić się w tej chwili, tylko odsunąć się i poprowadzić go na kanapę.
- Przepraszam cię za wczoraj... - Westchnąłem.
- Słodko wyglądasz, kiedy śpisz. - Odparł, rozbawiony. - Wybierzesz się ze mną na miasto?
- Może później? Myślę, że mamy tu parę niedokończonych spraw... - Pochyliłem się i pocałowałem go niecierpliwie. Mieliśmy w końcu sporo do nadrobienia.
Tylko teraz nie zaśnij :P
OdpowiedzUsuń<3
Tym razem nie pijemy, to raczej nie zaliczę zgona :D
Usuń