Umysł stopniowo odzyskiwał świadomość, wyrwał się z okowów snu, a zmysły kolejno zaczęły przekazywać bodźce, jakby włączone osobnymi przełącznikami na tablicy rozdzielczej. Kiedy już wszystkie kontrolki płonęły wesołym czerwonym blaskiem - zagrzewany do walki budzikiem gromko wygrywającym Eye of the tiger - podniosłem się do pozycji siedzącej, przetarłem oczka jak to zaspany maluch i... opadłem z powrotem na materac. Kolejny dzień w raju.
Głos Mishy Pawłowa rozbrzmiał w radiu, kiedy przekroczyłem tonące w bieli i brązie progi kuchni z wilgotnymi włosami i niedopiętą koszulą. Czajnik elektryczny ożył, podobnie puszka z kawą rozpuszczalną, która pofrunęła w powietrze, by na chwilę zawisnąć nad kubkiem. Zakrętka poszybowała do przodu, omal nie trafiając mnie w głowę. Przekonałem samego siebie, że nie wychodzę z wprawy, wprawiając w ruch drzwi lodówki, a potem jej zawartość. Nic nie rozbiłem i nie nabiłem sobie siniaków. Sukces.
Kiedy Ylvis zaczął wydawać dziwne dźwięki w radiu, a woda kończyła się gotować, drzwi kuchni przestąpiła kobieta mojego życia, odziana w błękitną pidżamę w króliczki i puchate bambosze tego samego koloru. Włosy barwy złota miała zmierzwione od snu, przetarła oczy i posłała mi zaspany uśmiech.
- Głodna? - wskazałem na robioną właśnie kanapkę. Gruba warstwa masła orzechowego, a potem dżem. Albo odwrotnie. A, jak! Każdy lubi w życiu trochę ryzyka.
Mary pokręciła głową.
- Na pewno? W twoim wieku zawsze byłem głodny. W sumie, nadal jestem - stwierdziłem. - Nieważne, wskakuj w kreację, królewno, bo dyniowa karoca zaraz odjeżdża.
Dziewczynka zmarszczyła brwi. Nie lubiła, kiedy nazywałem ją "królewną", ale z tym swoim dziewczęcym fochem jeszcze bardziej ją przypominała.
- Mama Daphne zabierze mnie po drodze. Przed szkołą idziemy do Peterbooke - wyjaśniła blondyneczka.
Peterbooke Chocolatier to cukiernia dwie przecznice dalej, w której możesz dostać takie cuda jak popcorn w czekoladzie, czekoladowe cygara (w eleganckim pudełku) i chipsy, a także te niedorzeczne cukierki w kształcie dziecięcych bucików (chłopięcych i dziewczęcych), przyozdobionych lukrem. W promocji dostawałeś próchnicę.
- "Wy" czyli kto? - spytałem, nalewając sobie kawy.
- No Daphne i Bailey i...
- Bailey to chłopak, czy dziewczyna? - Odwróciłem się.
- Oj, tato... - Mary przewróciła oczami. - Chłopaki są głupie.
Audrey Fairburn siedziała wyprostowana na swoim miejscu przy stanowisku pielęgniarek, mieszając od niechcenia czarną jak piekło i mocną jak chloroform kawę. Jej twarz wyglądała jak wykuta w kamieniu. Poważna i surowa. Twarz, jaką ukazuje dziecku niezadowolona matka. Oblicze mówiące "deseru nie będzie". Na mnie patrzyła w sposób, który sugerował, że nie otrzymam nie tylko deseru, ale i kolejnego oddechu.
- Winchester. Spóźniłeś się.
- Wcale nie.
- Na moim zegarku tak. - Kobieta skinęła głową w kierunku wymizerowanego i wystraszonego stworzenia w głębi hallu. Sądząc po pogardzie we wzroku Fairburn - nowej stażystki. - Leslie dostała dwie poprzednie. Ta jest twoja.
D: A kiedy z wnusią odwiedzisz dziadków?
OdpowiedzUsuń