czwartek, 19 września 2013

I may like it here.

Cieszyłem się, że choć jedną poważną sprawę mam z głowy. Wkrótce pudła na podłodze zastąpią wygodne fotele, a kuchnia wyglądem zachęcać będzie do gotowania. Kto wie, może nawet poczuję się w Miami jak w domu?
Tymczasem, była szósta rano, a ja stałem nad walizką  usiłując znaleźć w niej na tyle oficjalny strój, żeby nie przynieść sobie wstydu, oraz na tyle luźny, by nie dostać udaru cieplnego.
Spotkanie z profesorem Nakamurą nieco się przeciągnęło, ale byłem zbyt skupiony na tym, by wypaść jak najlepiej, by to odczuć. Po spotkaniu udostępniono nam harmonogramy zajęć. Miałem tylko dwa przedmioty: Podstawy genetyki medycznej i Biologię molekularną. To drugie nie wprawiało mnie w zachwyt, ale i tak miałem szczęście, że nie musiałem poświęcić całego swojego czasu nauczaniu. Nie byłem do tego stworzony.  Zdecydowanie bardziej wolałem zaszyć się w laboratorium, albo usiąść przed komputerem i szukać odpowiedzi na pytania, których nikt nie zadawał.
Czy ewolucja prowadzi nas w stronę doskonałości, czy szaleństwa?
To jedno wydawało się wisieć nade mną niczym paradoks.




Siedmioletni Clarence White był dzieckiem, które lubiło książki, choć bez wzajemności. Za każdym razem, gdy pragnął szybkiej i prostej prawdy, rzeczywistość okazywała się być trudniejsza, niż mógł ją objąć dziecięcym rozumem. Ale był uparty, potrafił więc szukać godzinami i kwestionować wszystko, co mówiono mu ze zbytnią pewnością.
- Skąd wiadomo, że smoki nie istniały? - Dopytywał się, niestety w złym gronie, bo starsi chłopcy odrazu zaczęli się z niego śmiać.
- A skąd wiadomo, że istniały?
- Skoro były latające dinozaury, to może tak na prawdę były to smoki, tylko naukowcy... - Nim zdążył dokończyć swoją pokręconą argumentację, najstarszy z grupy, dziesięcioletni Walter wyrwał mu z rąk książeczkę o dinozaurach i cisnął ją o ziemię.
- Aleś ty głupi. - Warknął, choć nie interesowały go ani smoki, ani dinozaury, ani to, że jego młodszy kolega ma wybujałą wyobraźnię. Szukał zaczepki i w końcu znalazł okazję, by się na kimś wyżyć. Odkąd jego rodzice podjęli decyzję o rozwodzie, zdarzało mu się to coraz częściej.
- Oddawaj! - Mimo tego, że Clarence był o wiele mniejszy niż reszta chłopców, nie bał się popchnąć Waltera i podnieść swojej książki. To wystarczyło, by po chwili rozpętała się przepychanka.
Kiedy Clarence tłumaczył się mamie nie rozumiał czemu obwiniała go za tak poważne rzeczy. Mówiła, że kopnął kolegę w głowę, bo ten stracił przytomność, ale Clarence niczego takiego nie pamiętał. Szarpali się, to prawda, a Walter chwycił go za włosy i ciągnął tak mocno, a później... obaj się przewrócili, tylko... tylko Walter nie wstawał.


Wróciłem do mieszkania przed południem, pamiętając o remoncie. Miałem zamiar ugotować jakiś obiad i zabrać się za planowanie wykładów, choć miałem na to jeszcze trochę czasu. Strogonow już się gotował, gdy usłyszałem pukanie.
- Witam... jest pan sam? - Zdziwiłem się, widząc pana Addamsa, z którym wczoraj planowałem wystrój. Myślałem, że tego typu remont to robota dla nieco większej ekipy...

3 komentarze:

  1. <333333
    Strogonow omnomnomnomnom aż się zrobiłam głodna.
    A remonty to zUo :<

    OdpowiedzUsuń
  2. Pokoje to może i dwa, ale do tego kuchnia, łazienka, garderoba i salon xDD

    OdpowiedzUsuń