piątek, 3 maja 2013
Father
Wpuściłem gości i zaprowadziłem ich do salonu. Na szczęście nie musiałem rozpoczynać rozmowy, bo mama przyszła z kaczką i przedstawiła się.
- Nazywam się Valerie Moore, a to mój syn Nicholas – powiedziała z uśmiechem. – Bardzo nam miło was tu gościć. Zdążyliście się już rozpakować?
- Tak, udało nam się to zrobić już wczoraj – odparł Hannibal, mężczyzna, który mnie wpuścił, gdy zapraszałem ich na kolację. Nie dość, że był dziwny, to jeszcze nosił dziwne imię. Ale przynajmniej się odzywał. Pozostała dwójka nie była zbyt rozmowna. Drugi mężczyzna, Will, patrzył cały czas w talerz i nerwowo kroił swoją porcję kaczki.
- Dlaczego postanowiliście zamieszkać akurat tutaj? – spytałem. Nie interesowało mnie to co prawda, ale nie chciałem, aby mama miała pretensje, że byłem niewystarczająco towarzyski.
- Uznaliśmy, że czas przenieść się w jakieś spokojne miejsce. A tutejsza okolica bardzo nam się spodobała – odezwał się w końcu Will. Miałem wrażenie, że zrobił to z tego samego powodu, z jakiego ja zadałem pytanie.
- Szkoda, że pana Moore nie ma w domu. Zapewne jest równie miły jak pani i Nicholas – powiedziała nagle Abigail. Wzdrygnąłem się na wspomnienie o ojcu.
- Jesteśmy po rozwodzie – wyjaśniła mama. Uśmiechnęła się, chociaż myśl o przeszłości jej także musiała sprawić ból.
- Och, przepraszam. Zawsze muszę powiedzieć coś głupiego – dziewczyna zawstydziła się i spuściła wzrok.
- Nie szkodzi. To dawne dzieje – odpowiedziałem. Mama zostawiła ojca 10 lat temu. Dzień przeprowadzki był najszczęśliwszym dniem mojego życia. Mama kupiła ten dom. Było ją stać – w końcu to ona zarabiała. Ojciec miał pracę, ale jego pensja była niewielka. Nie był wykształconym człowiekiem – mając osiemnaście lat rzucił szkołę i próbował założyć własną firmę, ale był zbyt leniwy, aby cokolwiek przy niej robić. Firma upadła, a mama studiowała i pracowała jednocześnie.
- Nicholas, może zabierzesz Abigail na spacer i pokażesz jej okolicę? – zaproponowała mama. Miałem wrażenie, że minęła się z powołaniem. Zdecydowanie powinna była zostać swatką.
Głupio było odmówić, zresztą Abigail wydawała się naprawdę miła. Mogłaby być fajną znajomą. I to taką prawdziwą, większość moim znajomości opierało się na internecie.
- Jeszcze raz przepraszam, że pytałam o twojego ojca. Czasem w ogóle nie myślę – powiedziała w pewnym momencie. Zatrzymałem się i popatrzyłem jej w oczy.
- Przestań przepraszać. Nic się przecież nie stało. Zresztą, tak jest lepiej – otworzyłem się trochę za bardzo. Dziewczyna umiała wzbudzać zaufanie. Nie zamierzałem jej jednak opowiadać o tym, jak budziłem się w nocy ze strachu. Albo jak budziły mnie krzyki czy odgłos wypadających przez okno sprzętów. Na ogół był w porządku. Spędzał ze mną dużo czasu, bawił się. Ale były dni, w których przypominał najbardziej niestabilny dynamit jaki tylko istnieje. Wystarczyła najdrobniejsza uwaga, aby rozpoczął piekło.
Rozmawialiśmy z Abigail o wielu sprawach. Dowiedziałem się, że zdecydowała się na rok przerwy, bo nie wie, czym tak naprawdę chce się zajmować w życiu. Była niezwykle zaskoczona tym, że ja już jestem po studiach. Okazało się, że mamy podobne upodobania muzyczne. Dawno nie rozmawiało mi się z kimś tak dobrze.
- Robi się zimno – zauważyła po pewnym czasie. – Chyba powinniśmy już wracać.
Gdy wróciliśmy, zauważyłem, że mężczyźni szykują się do wyjścia.
- Już myśleliśmy, że nam ją porwałeś – zażartował Hannibal. Goście udali się do siebie.
- Było całkiem miło – powiedziałem do mamy. – Nie uważasz?
- Owszem. Bardzo ich polubiłam – powiedziała, ściągając sweterek. Nie dowierzałem własnym uszom. Żadnego narzekania? – Uff, w końcu – wtrąciła. – Myślałam, że się w tym ugotuję.
Odwiesiła ubranie na wieszak, a ja odwróciłem wzrok. Nie lubiłem patrzeć na jej ręce.
Etykiety:
Nicholas Moore
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
(NO I CO TY OD TEGO CHCESZ? CZEGO? NIE ROZUMIEM)
OdpowiedzUsuńJaki słodki Hanni! Nie chcę wiedzieć jaki kit nawciskał Val, ale od tego się nie umiera :D
Następnym razem zaprosimy was do siebie.