- Hannibal w ogóle pozwala Ci czytać takie rzeczy? - Uniosłam brwi.
- Hannibal nie jest moim ojcem. - Odparł, nie odwracając nawet oczu od lektury.
"To akurat słaba wymówka, mój drogi. Twój psychiatra ma chyba więcej do powiedzenia o tym co powinieneś wkładać do głowy?"
- Muszę z tobą porozmawiać. - Oznajmiłam, siadając na oparciu fotela.
Zasłoniłam mu światło lampki, więc nie miał wyboru, musiał przerwać czytanie.
Podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy z lekką niepewnością. Wiedziałam, że naruszam jego przestrzeń osobistą, ale liczyłam na to, że dzięki temu skupi na mnie całą swoją uwagę.
- Naucz mnie tego, czego uczyłeś w Quantico.
Niepewność zastąpił krytycyzm.
- Wiesz, że część wykładów poświęciłem... twojemu ojcu? - Starał się zapytać jak najostrożniej, ale tego tematu nie dało się poruszyć bezboleśnie.
- Opowiadałeś studentom jak go zabiłeś? - Mój głos nie zdradzał cienia emocji.
- ...Abigail.
- Chcę wiedzieć. Jak na to zareagowali? Zaczęli czuć przed tobą respekt? - Dotknęłam jego ramienia. Czułam, jak napięty się staje, jak wycofany. Zrywał kontakt wzrokowy, jak gdyby bał się, że dostrzegę w jego oczach coś niebezpiecznego.
- Dobrze wiedzieli co zrobiłem, gdy wchodzili na salę wykładową. Dla nich to był tylko kolejny przypadek, nie rozumieli... Adepci Quantico to dojrzali, zrównoważeni ludzie, nie potrafią... Dla nich profilowanie to tylko uzupełnianie tabelek, nie dostrzegają jeszcze ludzi, których poddają analizie. - Zaczął się denerwować. Nacisnęłam zbyt mocno, ale trudno było czasem oprzeć się pokusie.
Nie wiedział, że wolną dłoń trzymam z dala od jego pola widzenia i uspokajam się, wbijając w jej wnętrze paznokcie.
- Przepraszam. Nie powinnam pytać.
- Nie przepraszaj. Masz prawo wiedzieć, w końcu to był twój ojciec.
- Nie pytałam o niego.
Nieco zbiłam go z tropu.
- Chcę w przyszłym roku starać dostać się do Akademii.
Jego protest był niemy, bo w tej samej chwili do salonu wszedł Hannibal.
- To dobry pomysł, prawda? - Spytałam. - Praca dla biura federalnego. Nie wydostanę się z tego koszmaru, równie dobrze mogę nauczyć się w nim żyć. - Wstałam i odeszłam kilka kroków od Willa. Przyjął to z ulgą.
- Nie jestem pewien, czy presja jaką będą na tobie wywierać...
- Boisz się, że sobie nie poradzę? - Zapytałam z niedowierzaniem. - Mój ojciec był seryjnym mordercą, zabił moją matkę i próbował zabić mnie. - Powiedziałam w końcu na głos to, co było największym tabu tego domu. - Uczył mnie polowania odkąd podrosłam na tyle, by utrzymać strzelbę. Potrafię radzić sobie z bronią, nożami, linami...
- A z presją? - Usłyszałam.
Zmarszczyłam brwi.
- Codziennie rano wstaję z myślą, że jestem córką swojego ojca. I żyję dalej. Co miałabym robić? Użalać się nad sobą? - Odwróciłam się do Hannibala. - Chcę pomóc... chcę uchronić innych przed tym koszmarem. Obaj wiedzieli, że gdyby zagrali kartą "Wstajesz w środku nocy z krzykiem i nie potrafisz sama sobie z tym poradzić." powiedziałabym, że Will zachowuje się tak samo, a jakoś mógł pracować w terenie. Już raz próbowali mnie tak zniechęcić.
Ku mojemu zaskoczeniu, starszy mężczyzna uśmiechnął się do mnie.
- Nie widzę niczego złego w tym, by Will uczył cię w domu podstaw psychologii i profilowania. Macie wszystkie możliwe materiały, jakich potrzebujecie. A do przemyślenia zapisu na Akademię masz jeszcze sporo czasu, więc...
Miałam ochotę go uściskać, ale się powstrzymałam. Nie był typem człowieka, który lubi uściski.
- Cieszę się, że to ustaliliście. - Powiedział Will, grobowym tonem, odkładając książkę na stolik. - Pozwólcie, że pójdę już do siebie. - Dodał, po czym jak najszybciej zniknął nam z oczu.
Nienawidził, gdy podejmowało się decyzje za niego, ale nie rozumiał, że moje życie nie jest jego decyzją. Teraz jeszcze manifestował otwarcie swoje niezadowolenie, ale byłam pewna, że gdy zostawię ich dwóch sam na sam to zmieni zdanie.

Nie patrzył w moją stronę, zamiast tego zabrał książkę i postanowił odłożyć ją na miejsce. Byłam pewna, że myśli coś o tym, dlaczego Will wybiera Thrillery zamiast się zrelaksować.
- Rozmawiałam wczoraj z Nicholasem i... Wiesz, że on już skończył studia? A co ja robię ze swoim życiem? - Westchnęłam.
- Całkiem sprawnie wychodzisz z zespołu stresu pourazowego. Jeszcze trzy miesiące temu byłaś w śpiączce, teraz zdołałaś już sprzedać dom i przeprowadzić się do sąsiedniego stanu.
- Kiedy ty to mówisz, brzmi jak niezłe osiągnięcie. - Pokręciłam głową.
- Lepiej prześpij się z tymi nagłymi planami, Abigail. Jutro porozmawiamy.
*_*
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co będzie dalej :D :D