środa, 12 listopada 2014

Ostatnie dwa miesiące były dla mnie wyniszczającym wysiłkiem. Nie sądziłem, że byłbym w stanie znieść takie tempo, ale oto stałem przy łóżku Willa, omal nie wypuszczając z rąk kawy, gdy zobaczyłem, że odzyskał przytomność. Ostrożnie odstawiłem papierowy kubek i przysiadłem przy jego łóżku, ujmując jego dłonie i całując je ze szczęścia.
- Co się stało? Co ty...? - Dotknął mojego policzka i spojrzał mi w oczy.
- Ostrożnie. - Uprzedziłem, kiedy chciał usiąść. Był jednak zbyt słaby, by to zrobić.
Wezwałem pielęgniarkę dzwonkiem na dyżurkę. Lekarze powinni być przy nim w ej chwili, co oni robili tak długo?
- Zostałeś ciężko ranny, długo byłeś nieprzytomny.  - Tłumaczyłem spokojnie, starając się dawkować mu szok. - Teraz musisz pozwolić się zbadać, w porządku?
Pielęgniarka zajrzała jedynie do sali, po czym popędziła po dr. Foster.
- Ranny?  - Dopytywał Will. Jego głos był słaby i ochrypły, ale nie mógłbym być szczęśliwszy słysząc go.
- Rana cięta, brzuch. Hannibal. - Powiedziałem krótko. Miałem nadzieję, że mężczyzna z czasem przypomni sobie co wydarzyło się wieczora, gdy postanowił wrócić do Baltimore.
- Cholera... - Zaklął cicho, usiłując zmienić swoją pozycję. Pomogłem mu, poprawiając poduszki i podnosząc część jego łóżka pilotem. Wtedy do sali weszła lekarka, w pośpiechu, zapinając swój kitel.
- Panie Graham, witamy wśród żywych. - Ogłosiła z uśmiechem. - Pozwoli pan, że sprawdzimy, czy jest pan z nami w całości? - Stanęła przy łóżku i sprawdziła wyniki z ostatnich kilku dni. - Doktorze Chilton, powinien pan dokończyć swoją kawę na zewnątrz. - Zwróciła się do mnie, a ja bez słowa protestu ścisnąłem dłoń Willa w pożegnaniu i wyszedłem na korytarz.
Nie potrafiłem znaleźć sobie tam miejsca. Chodziłem po całym oddziale, czując drżenie w dłoniach i znajomy ból brzucha. Straciłem ochotę na kofeinę po tym, jak adrenalina skutecznie podniosła mi ciśnienie, mimo wszystko wypiłem kawę, byle poczuć w ustach ten gorzki, trzeźwiący umysł smak.
Byłem pewien, że Will to przetrwa.
Gdyby Hannibal Lecter chciał go zabić, nie pozostawiłby mu szans, ani narządów. Czułem do niego mieszaninę wstrętu i wdzięczności, zupełnie jakbym miał torsje po ciężkiej nocy. Tym uczuciom towarzyszyło coś jeszcze - strach. Ale nie ten, jaki odczuwałem ukrywając się przed światem w Wolf Trap. Strach motywujący do działania.
Kiedy tylko oczyszczono mnie z zarzutów i odzyskałem kontrolę nad swoimi zasobami przeznaczyłem je na dwie rzeczy. Umieszczenie Willa i Abigail w najlepszej klinice w stanie, oraz na detektywów. Nie miałem zamiaru pozwolić Kanibalowi na to, by cieszył się swoją wolnością.
Dałem im jedno, proste polecenie: Zlokalizujcie go i dostarczcie do mojego szpitala. Żywego.

Wsadziłem roztrzęsione ręce do kieszeni, odnajdując w jednej z nich telefon. Wybrałem numer do Abigail, nie przejmując się, że obudzę ciężarną dziewczynę w środku nocy. Obecnie przebywała w moim mieszkaniu, otoczona alarmami przeciwwłamaniowymi i osobistą ochroną za naciśnięciem przycisku. Nalegałem na te środki ostrożności.
Telefony w środku nocy nie były w naszym zwyczaju, pewnie dlatego odebrała po jednym sygnale.
- Will się obudził. - Powiedziałem prosto.
W odpowiedzi usłyszałem cichy, dziewczęcy śmiech.
- Wszystko jest w porządku. Śpij dobrze, zamówię Ci taksówkę na rano. - Oznajmiłem.
- Nie zasnę po takich wiadomościach. - Zaprotestowała.
- Dobrze, zamówię ją za chwilę, zbieraj się. - Rzuciłem, rozłączając się.
Kilka kliknięć w aplikacji i miałem pewność, że dziewczyna będzie obok w ciągu pół godziny.

Powinienem był zadzwonić do Jacka Crawforda i poinformować go o tym, że jego najlepszy agent przeżył, ale nie miałem ochoty na rozmowę z tym dupkiem. Zamiast tego zadzwoniłem do Blooma. Ostrzegłem go, że ma nie przekazywać tej wiadomości dalej przez następne dwa dni, bo inaczej odstrzelę tą laskę z National Tattler jeśli się tu zjawi przed FBI. Działałem półautomatycznie, od dawna gotowy na dzień, w którym Will do nas wróci.

Kiedy w końcu lekarka pozwoliła mi wejść do sali, Abi powoli kroczyła za mną, ze swoim krągłym brzuchem wielorybka. Mimo tego, że była w 26 tygodniu ciąży, bliźnięta sprawiały, że rosła wszerz w zaskakującym tempie.
- Pan Graham potrzebuje teraz spokoju. Maksymalnie dziesięć minut. - Oznajmiła Dr Foster, wpuszczając nas do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz